Pojedyncze zatargi z policją zakłóciły w sobotę marsz przez Garmisch-Partenkirchen kilku tysięcy przeciwników szczytu G7 w Elmau w bawarskich Alpach. To tam od niedzieli będą obradować przywódcy siedmiu najbardziej wpływowych państw Zachodu.

Pomimo apeli organizatorów o spokój grupki ubranych na czarno ekstremistów prowokowały potyczki z policjantami, eskortującymi maszerujących przez alpejski kurort demonstrantów.

Jak twierdzi policja, awanturnicy użyli gaśnicy pianowej przeciwko funkcjonariuszom i zaatakowali ich drzewcem od transparentu. Siły porządkowe użyły pałek i gazu łzawiącego. Podczas przepychanek w kierunku policjantów rzucono butelkę i dwie świece dymne - podała agencja dpa. Organizatorzy obarczyli policję odpowiedzialnością za incydent. Jak poinformowali, kilku uczestników marszu doznało obrażeń w wyniku interwencji.

Demonstranci skandowali podczas marszu hasła przeciwko uczestnikom szczytu G7 oraz przeciwko umowie handlowej UE z USA (TTIP).

"Nie sprzedawajcie demokracji", "Powstrzymać TTIP" i "Do walki z kapitalizmem, rasizmem i wojną" - głosiły hasła na transparentach. Uczestnicy nawoływali do blokad dróg dojazdowych do zamku Elmau, gdzie w niedzielę rozpocznie się szczyt G7.

Organizator protestu, szeroki sojusz organizacji "Stop G7 Elmau", uważa, że G7 jest samozwańczym i niedemokratycznym gremium, które nie jest w stanie rozwiązać problemów świata - głodu, nadciągającej katastrofy klimatycznej czy problemu uchodźców. Zdaniem antyglobalistów szefowie krajów spełniają polecenia wydawane im przez międzynarodowy kapitał.

Według policji w marszu uczestniczyło 3,6 tys. osób, według organizatorów było ich 5 tys. Początkowo zapowiadano udział 10 tys. uczestników. Część z nich przebrała się w kolorowe kostiumy i peruki. Końcowy wiec nie odbył się ze względu na burzę gradową.

Oddalone o 8 km w linii prostej od Elmau Garmisch-Partenkirchen jest główną bazą przeciwników G7. Na łąkach w pobliżu kurortu, będącego ośrodkiem sportów zimowych, powstało miasteczko protestujących. W namiotach i prowizorycznych domkach mieszka ok. 1000 osób.

Władze obawiały się zamieszek sprowokowanych przez niemieckich i zagranicznych lewaków. Wielu mieszkańców w obawie przed starciami zabarykadowało się w domach, chroniąc okna zaporami z desek. Ozdobione freskami fasady zabytkowych domów przykryte zostały plandekami.

Protesty mają trwać do zakończenia szczytu w poniedziałek. Sąd w Monachium zezwolił grupie 50 osób na demonstrację w pobliżu zamku Elmau w takiej odległości, by uczestnicy obrad mogli widzieć i słyszeć protestujących. Rzecznik "Stop G7" Benjamin Russ uznał takie ograniczenie prawa do demonstracji za niedopuszczalne. "Wszyscy chcemy do Elmau" - powiedział.

Porządku podczas szczytu G7 będzie strzegło 22 tys. policjantów.

Późnym popołudniem do Elmau przybył pierwszy uczestnik spotkania - premier Japonii Shinzo Abe. Oprócz niego w szczycie wezmą udział prezydent USA Barack Obama, premierzy - Kanady Stephen Harper, Wielkiej Brytanii David Cameron, Włoch Matteo Renzi oraz prezydent Francji Francois Hollande. Rolę gospodarza pełni kanclerz Niemiec Angela Merkel.

(mal)