Gwałtowne ulewy mogą pogorszyć katastrofalną sytuację w Chinach - ostrzegają lokalne media. Zrównanej z ziemią prowincji Syczuan zagrażają lawiny błotne, które mogą utrudnić akcję ratunkową i spowodować zawalenie kolejnych budynków. Na granicy Syczuan i Gansu doszło do nowego trzęsienia ziemi. Wstrząsy miały siłę 6,1 stopnia w skali Richtera.

O nowych wstrząsach w poinformowało amerykańskie centrum geologiczne USGS. Według pierwszych informacji trzęsienie tym razem nie spowodowało ofiar śmiertelnych ani szkód, ale przerażeni ludzie w panice uciekają z zagrożonych miejsc.

Tam wciąż są żywi ludzie

Choć minęła piąta doba od tragicznego trzęsienia ziemi w Chinach, ekipy ratunkowe wciąż wyciągają spod gruzów żywych ludzi. Po 124 godzinach rosyjscy ratownicy dotarli do studenta uwięzionego w ruinach akademika.

Jak podają lokalne media, chińskie ekipy uratowały w sobotę kolejnych pięć osób, w tym niemieckiego turystę. Poniedziałkowe trzęsienie ziemi miało siłę 7.9 stopnia w skali Richtera i mogło pochłonąć nawet 50 tysięcy ofiar. Blisko 5 milionów ludzi zostało pozbawionych dachu nad głową.

Nie tylko natura była winna

Chińskie ministerstwo oświaty ogłosiło, że zostanie przeprowadzone śledztwo wyjaśniające przyczyny zawalenia się tak dużej liczby budynków szkolnych, pod których gruzami znalazły się setki dzieci. Zapowiedziano surowe kary dla osób odpowiedzialnych za wątpliwą jakość konstrukcji.

W mieście Dujiangyan zawalona szkoła przysypała 900 uczniów. We wsi Wufu trzęsienie ziemi przetrwały niemal wszystkie budowle, zawaliła się jedynie szkoła podstawowa, w której śmierć poniosło 300 uczniów. Eksperci podkreślają, że jest coraz mniej czasu na ratowanie ofiar.

Epicentrum poniedziałkowego kataklizmu znajdowało się ok. 90 km od Chengdu - stolicy prowincji Syczuan. Była to najtragiczniejsza katastrofa sejsmiczna w Chinach od 32 lat. W 1976 roku na skutek wstrząsów w mieście Tangshan w prowincji Hebei, na północy kraju, zginęło według oficjalnych danych około 250 tys. osób.