Frontmen niemieckiej grupy rockowej Rammstein nie wystąpi na festiwalu w rosyjskim Twerze. Koncert został odwołany po tym, jak Tilla Lindemanna odwiedziła policja. Przestrzegła go przed złamaniem obowiązujących w Rosji obostrzeń koronawirusowych. Zdaniem komentatorów, chodzi jednak o politykę.

Till Lindemann z zespołu Rammstein z Niemiec miał być gościem specjalnym festiwalu muzycznego w Twerze, mieście położonym 180 km na północny zachód od stolicy Rosji. W sobotę wieczorem lidera grupy rockowej odwiedziła w hotelu policja - podają agencja Interfax oraz gazeta "Bild".

Niektóre informacje mówią o zatrzymaniu lidera grupy Tilla Lindemanna. Niemiecki "Bild" twierdzi natomiast, że 58-letni muzyk został jedynie ostrzeżony, że występując w Twerze złamie obowiązujące w Rosji obostrzenia, wprowadzone w związku z epidemią Covid-19. Na koncercie miało pojawić się więcej osób niż dozwolone w czasie pandemii pół tysiąca. Mowa jest o kilku tysiącach fanów.  

Natomiast, jak pisze Interfax, menadżer zespołu Anar Reiband usłyszał zarzuty związane ze złamaniem prawa migracyjnego. Przekraczając granice Rosji mężczyzna miał przedstawić wizę turystyczną, mimo że w planach lider Rammsteinu miał koncert.

Organizatorzy festiwalu w Twerze uważają, że pandemia koronawirusa jest tylko przykrywką do odwołania występu Lindemanna przed nadchodzącymi wyborami w Rosji.

Organizatorem jest bowiem biznesmen Maxim Larin, powiązany z opozycyjną partią Rodina (Ojczyzna - red.), a jego syn z ramienia tego ugrupowania startuje w nadchodzących wyborach lokalnych.

Till Lindemann jest w Rosji bardzo popularny. W przyszły weekend ma wystąpić już całym zespołem na festiwalu na Placu Czerwony w Moskwie.

Gitarzyści zespołu Richard Kruspe i Paul Landers w 2019 roku po występie w stolicy Rosji trafili na czołówki gazet - powodem był ich pocałunek na scenie. Pocałunek ten był wtedy interpretowany jako manifestacja przeciwko homofobicznemu prawu w Rosji.