Woda porwała ich rzeczy, choć biwakowali kilka metrów nad linią brzegową, na wysokiej skale. Jak to możliwe? Z odpowiedzią przyszli naukowcy z Alaski, którzy poinformowali, że w niedzielę w południowo-wschodniej części stanu powstało kilkumetrowe tsunami, wywołane przez duże osuwisko. Ustalenia są zaskakujące.
Do zdarzenia doszło w niedzielę rano czasu lokalnego. Na południowym wschodzie Alaski, prawdopodobnie w fiordzie Tracy Arm, położonym nieopodal stolicy stanu, miasta Juneau, zeszło duże osuwisko.
Alaska Earthquake Center (AEC), agencja monitorująca trzęsienia ziemi na Alasce, przekazała we wpisie w mediach społecznościowych, że do wody runęło kilkadziesiąt milionów metrów sześciennych skał. Naukowcy podali, że osuwisko wygenerowało charakterystyczny sygnał sejsmiczny, który został zarejestrowany przez urządzenia rozsiane po całej południowej Alasce. Ich zdaniem osuwisko wywołało tsunami, które mogło mieć nawet 4,5 m wysokości.
To jednak nie wszystko. Niejaka Sasha Calvey, kajakarka, która wraz ze znajomymi biwakowała tego dnia na wysepce Harbor Island, położonej na południe od miasta Juneau, napisała na Facebooku, że fala dotarła do miejsca, w którym mieli rozbity namiot. Sęk w tym, że znajdowało się ono ok. 7,5 m nad linią brzegową, co sugeruje, że tsunami było znacznie wyższe, niż oszacowali naukowcy. Kobieta przekazała, że fala porwała należący do nich sprzęt, w tym jedną łódź, rzeczy osobiste i artykuły kuchenne.
Naukowcy z Alaska Earthquake Center poinformowali, że współpracują z innymi agencjami w celu ustalenia pełnej sekwencji zdarzeń. Co jednak najważniejsze - nie ma informacji o rannych, zabitych bądź szkodach materialnych.
W niektórych przypadkach tsunami wywołane osuwiskami mogą osiągać ekstremalne wysokości. Świetnym przykładem było tsunami w zatoce Lituya na Alasce w 1958 r., które - wywołane właśnie przez ogromne osuwisko - osiągnęło maksymalną wysokość 524 m.


