"Jeśli Izrael nie zgodzi się na powrót palestyńskich uchodźców, Liban nie poprze planu pokojowego saudyjskiego księcia Abdullaha" - powiedział prezydent Libanu Emile Lahoud. Nie wiadomo, czy w szczycie Ligi Arabskiej w Bejrucie weźmie udział przywódca Autonomii Palestyńskiej. Premier Izraela Ariel Szaron uważa, że Jaser Arafat nie spełnił warunków, od jakich uzależniał zgodę na jego wyjazd na szczyt.

Jutro w Bejrucie odbędzie się szczyt Państw Ligi Arabskiej. Ma być na nim omawiany saudyjski plan "ziemia za pokój". Przewiduje on pokój i normalne stosunki państw arabskich z Izraelem, jeżeli ten zwróci wszystkie ziemie arabskie zajęte podczas wojny w 1967 roku i zgodzi się na rozwiązanie sprawy palestyńskich uchodźców. Prezydent Libanu podkreśla, że jego kraj nie zgadza się, by palestyńscy uchodźcy osiedlili się na stałe w Libanie. "Nie możemy zaakceptować żadnego rozwiązania, które nie zagwarantuje, że Palestyńczycy powrócą na swoją ziemię" - stwierdził Lahoud.

Wciąż nie wiadomo, czy w szczycie weźmie udział przywódca Autonomii Palestyńskiej Jaser Arafat. USA cały czas naciskają na premiera Izraela Ariela Szarona, by zgodził się na wyjazd Arafata do Bejrutu. "Amerykanie uważają, że lepiej, by przewodniczący Arafat był tam. Chodzi o to, by szczyt skoncentrował się na sprawach pokoju. Ta wiadomość była kilkakrotnie przekazywana izraelskiemu rządowi" - mówił rzecznik Białego Domu Ari Fleisher.

Arafat od grudnia pozostaje w areszcie domowym. Ostatnio sankcje wobec niego zostały nieco złagodzone, jednak nadal przywódca Palestyńczyków nie może wyjeżdżać poza Zachodni Brzeg Jordanu i Strefę Gazy. Decyzja w sprawie zgody na jego podróż na szczyt Ligi Arabskiej ma zapaść dziś. Premier Izraela Ariel Szaron uważa jednak, że przywódca Palestyńczyków nie spełnił warunków, od jakich strona izraelska uzależnia zgodę na jego wyjazd do Bejrutu (chodzi o zawieszenie broni negocjonowane przez wysłannika USA na Bliski Wschód).

foto RMF

10:30