Wiec kandydatki w wyborach prezydenckich Swiatłany Cichanouskiej w Mińsku zgromadził kilkadziesiąt tysięcy osób. Według aktywistów ośrodka Wiasna w wiecu w parku Przyjaźni Narodów uczestniczyło nie mniej niż 63 tys. ludzi. Cichanouska pobiła kolejny rekord – napisała internetowa „Nasza Niwa”.

Na placu było wiele rodzin z dziećmi oraz osób starszych. Mityng zorganizowano zgodnie z przepisami wyborczymi i jest legalny. Ludzie krzyczeli "Swieta, Swieta". 

Znalazłam się w polityce nie z powodu chęci władzy, ale z powodu chęci sprawiedliwości. Połączyliśmy się dla wspólnego celu - zbudowania nowej Białorusi. Nie możemy się bez was obejść. Przyjdźcie do urn 9 sierpnia i zagłosujcie na mnie - mówiła Swiatłana Cichanouska.

Opowiadała, że władze wykorzystują historię z rosyjskimi najemnikami do uderzenia w jej męża. Łamiecie los człowieka, nie jednej osoby, ale wszystkich więźniów politycznych i ich rodzin - mówiła, a publiczność krzyczała "wolność".

Cichanouska podkreśliła, że najemnikami trzeba się zająć osobno, a teraz najważniejsze, by wybory odbyły się zgodnie z prawem. Mogę sobie tylko wyobrazić, z kim będą jeszcze wiązali tych bojowników. Mówią o jakiejś rewolucji. Mój Boże, jaka rewolucja? Jesteśmy pokojowymi ludźmi i chcemy pokojowych zmian - mówiła.

Swiatłana Cichanouska podkreśliła, że kiedy zostanie prezydentem to chce przeprowadzić referendum w sprawie przywrócenia konstytucji z 1994 roku. Obiecała także uwolnić więźniów politycznych i ekonomicznych. Zależy jej także na tym, by w ciągu sześciu miesięcy po wygranej przeprowadzić nowe wybory z udziałem wszystkich kandydatów.

Zostałem zarejestrowana jako kandydatka na prezydenta Republiki Białoruś. Ale wówczas zamiast podziękować ludziom za zaufanie, to apelowałam do organów ścigania, gdyż tego dnia nie zarejestrowano dwóch innych kandydatów: Wiktara Babaryki i Waleryja Cepkały. Białorusini wyszli na ulicę, by wyrazić swój sprzeciw. I bito tych pokojowych ludzi, wywożono ich w nieznanym kierunku - mówiła Cichanouska.

Spojrzałam na policjantów i pomyślałam: co robisz? Wasze matki, dzieci, bracia, siostry wychodzą na ulice. Nie da się ich pokonać - mówiła. Spójrzcie nam w oczy: jesteśmy tacy sami, jak wy - mówiła do służb.

Staruszka, która sprzedaje koper nie jest kryminalistką. Ludzie, którzy chcą przyzwoitego życia nie są przestępcami. Białorusini, którzy wspierają innych kandydatów nie są przestępcami. To jest nasz lud. Naród, który chce pokojowej zmiany władzy. Proszę, nie sprzeciwiajcie się swojemu sumieniu, nie przeciwstawiajcie się swojemu ludowi - apelowała.

"Daliśmy ci 26 lat. A teraz chcemy zmiany"

Jedną z osób przemawiających jest Weronika Capkała, żona Waleryja Capkały, byłego ministra spraw zagranicznych. Capkała chciał startować w wyborach prezydenckich jako rywal rządzącego od 26 lat Alaksandra Łukaszenki. Komisja jednak nie chciała przyjąć podpisów pod jego listą, uznając część z nich za nieważne. Wkrótce służby poinformowały, że wszczęły przeciwko niemu śledztwo w związku z "bezprawną działalnością". Cepkała uciekł z dziećmi do Rosji, a jego żona walczy dziś o zwycięstwo Cichanouskiej.

Jestem z Mohylewa. Kiedy Łukaszenka doszedł do władzy, to zaczął usuwać wszystkich uczciwych i porządnych ludzi, którzy kochali swoją pracę i pracowali na rzecz kraju - mówiła Weronika Capkała.

Wspomniała, że wtedy służby zajęły się po raz pierwszy jej rodziną, a dokładniej - jej matką. Sfabrykowano przeciwko niej sprawę, miała raka w III stopniu zaawansowania, zabrali ją prosto ze szpitala. Moja siostra i ja prosiliśmy o spotkanie z matką, codziennie nam jednak odmawiano. Kiedy pozwolono nam się z nią zobaczyć, to tam umarła połowa mojej duszy. Widziałam moją matkę leżącą na podłodze pod okiem dwóch opiekunów - opowiadała ze łzami w oczach. Od tego momentu zrozumiałam, jaka siła po nas przyszła. To było 20 lat temu. Od tamtej pory nienawidzę tej władzy - mówiła Cepkała.

Opowiadała, jak w ostatnim czasie nawet jej dzieci były prześladowane. Do szkoły przychodziły służby, które próbowały znaleźć dowody na to, że Cepkała jest złą matką i można pozbawić ją rodzicielstwa.

Drogi prezydencie, daliśmy ci 26 lat, aby nasi ludzie żyli lepiej, ale nie byłeś z tego powodu zadowolony. A teraz chcemy zmiany - mówiła Cepkała.

Cichanouska nie wierzy, że jej mąż jest powiązany z Rosjanami

Cichanouska prowadzi kampanię w - delikatnie mówiąc - niesprzyjających warunkach. Od samego początku napotyka na trudności ze strony władzy, z która konkuruje. Mąż Cichanouskiej, bloger Siarhiej przebywa obecnie w areszcie w związku z rzekomą napaścią na funkcjonariusza podczas pikiety w Grodnie.

Dzisiaj Cichanouski usłyszał kolejny zarzut - tym razem związany z rzekomym planem wywołania zamieszek na Białorusi. Jak podał Komitet Śledczy, jego plany były związane z najemnikami z tzw. “grupy Wagnera" - prywatnej firmy ochroniarskiej, której bojownicy uczestniczyli w przeszłości w konfliktach zbrojnych m.in. w Syrii.

W środę służby białoruskie zatrzymały 33 najemników, którzy przebywali w Mińsku. Zdaniem śledczych, łącznie na Białorusi bojowników jest ponad 200, jednak nie wiadomo, gdzie są pozostali.

Sama Swiatłana Cichanouska zabrała głos w tej sprawie, broniąc męża przed oskarżeniami. 37-latka w rozmowie z agencją Reutera powiedziała, że obawiała się, iż władza będzie próbowała powiązać jej rodzinę z rzekomym planem puczu. Podkreśliła, że zarzuty te są jednak kompletnie nieprawdopodobne.

Teraz mogą powiązać tę sprawę z Cichanouskim lub innym więźniem politycznym. Sytuacja jest niepokojąca - powiedziała. Dodała, że martwi się o los męża.

Nie wiem, w którym kierunku wieje wiatr. Najbardziej się boję, że coś złego się wydarzy podczas jednego z mityngów i ludzie zostaną ranni lub zamordowani - powiedziała.

Początkowo w sierpniowych wyborach prezydenckich miał startować właśnie Siarhiej Cichanouski. Kiedy jednak bloger został zatrzymany w maju, stery przejęła jego małżonka. Od początku ma jednak liczne problem. Dostała m.in. groźby, że jej dzieci zostaną zabrane, jeśli zdecyduje się kontynuować swoją kampanię.