Do ataku rekina doszło w sobotę u wybrzeży Sydney na wschodzie Australii. Surfer zmarł na skutek odniesionych ran. Ze względów bezpieczeństwa plaże w tej części miasta zamknięto.
Rekin zaatakował w odległości około 100 metrów od brzegu, przy plaży Long Reef w północnej części Sydney. Około 50-letni mężczyzna, którego tożsamości nie podano do wiadomości publicznej, surfował z grupą znajomych.
Obficie krwawiący surfer został wyciągnięty na brzeg przez towarzyszące mu osoby. Rany były bardzo poważne. Jego życia nie udało się uratować.
Nie wiadomo, jakiego gatunku był rekin, który zaatakował. Policja współpracuje ze specjalistami zajmującymi się dziką przyrodą, aby to ustalić.
Odzyskano dwie części przepołowionej deski surfingowej i zabrano je do badań. Na miejsce służby skierowały drony do szukania w wodzie rekinów. Ze względów bezpieczeństwa plaże w tej części miasta zamknięto.
W rozmowie ze Sky News Australia jeden ze świadków powiedział, że rekin był jednym z największych, jakie kiedykolwiek widział. Jakiś facet krzyczał: "Nie chcę zostać ugryziony, nie gryź mnie", a ja zobaczyłem, jak wysuwa się płetwa grzbietowa rekina. Była ogromna - powiedział rozmówca Sky News, który twierdzi, że zwierzę mogło liczyć 6 m długości.


