Supertajfun Mangkhut zabił na Filipinach prawdopodobnie co najmniej 52 ludzi - takie wnioski płyną z informacji przekazanych dotąd przez oficjalne źródła. Część ofiar to prawdopodobnie górnicy, uwięzieni w starym schronie po osunięciu się części góry w prowincji Benguet na wyspie Luzon.

Francis Tolentino, doradca prezydenta Rodrigo Duterte i rządowy koordynator ds. klęsk żywiołowych, poinformował, że według najnowszych danych, 33 osoby zginęły, a 56 uważa się za zaginione.

Zgodnie z przekazanymi przez niego informacjami, najwięcej ludzi zginęło w regionie autonomicznym Cordillera. Większość ofiar została pochłonięta przez spowodowane ulewami osuwiska. Niektórzy stracili życie w swych domach, zniszczonych przez gwałtowne wichury.

Szef wojskowego Dowództwa na Północnym Luzonie Emmanuel Salamat powiedział natomiast agencji Reutera, że liczba ofiar śmiertelnych jest o co najmniej 19 osób wyższa.

Ludzie ci należeli do większej, 43-osobowej grupy, prawdopodobnie właśnie górników, która skryła się w starym górniczym schronie.

Victorio Palangdan, burmistrz miasta Itogon położonego na wyspie Luzon, przekazał z kolei w wywiadzie radiowym, że w wyniku przejścia Mangkhut śmierć poniosło na Filipinach prawdopodobnie ponad 100 osób. Ocenił również, że nie ma większych szans, że zaginieni górnicy żyją.

Tajfun Mangkhut przeszedł nad Filipinami w nocy z piątku na sobotę czasu polskiego i spustoszył wyspę Luzon. Wiatr osiągał tam wówczas w porywach prędkość 255 km/h.

Wstępny bilans strat mówi o zniszczonych domach i pozrywanych dachach, zdewastowanych uprawach rolnych, zniszczonym terminalu lotniczym w mieście Tuguegarao i powodziach.

Po spustoszeniu północnych Filipin Mangkhut dotarł w niedzielę rano czasu polskiego do wybrzeża Chin. Żywioł osłabł, ale wciąż stanowi zagrożenie dla miast w delcie Rzeki Perłowej, w tym Hongkongu i Makau.

(e)