We Włoszech stanęły pociągi, odwołano setki lotów, praktycznie wszystko - począwszy od fabryk, przez urzędy, banki i szkoły - było pozamykane. To efekt strajku generalnego przeciwko projektowi budżetu na przyszły rok.

Strajkiem najbardziej rozgoryczeni byli ci, którzy sami nie protestowali, a musieli przedrzeć się przez korki i dostać do pracy. Rzym był bowiem całkowicie zablokowany. Czterogodzinny strajk włoskich linii lotniczych Alitalia odbił się także na polskich lotniskach.

Najbardziej spektakularną formę przybrał protest pracowników kultury. O 20.30 w teatrach i salach koncertowych w całych Włoszech jednocześnie zabrzmiało "Requiem" Verdiego na znak żałoby - jak to ujęli - po pogrzebanej przez budżet kulturze.

Przypomnijmy. Rząd Silvio Berlusconiego proponuje drastyczne oszczędności; m.in. cięcia funduszy na szkolnictwo, służbę zdrowia, administrację i kulturę. Zdaniem Włochów, z którymi rozmawiała korespondentka RMF, tak naprawdę rząd nie ma już nawet z czego ciąć.

Pieniądze się skończyły, to już nie problem, bo ich nie ma. Osiedliśmy na mieliźnie, teraz musimy uratować to, co zostało. To dzwoneczek dla Berlusconiego i jego ministrów, żeby się jeszcze obudzili. Jesteśmy robotnikami. pracujemy w fabryce, mamy problem, żeby przeżyć każdy następny miesiąc - mówią.