W Tel Awiwie od dwóch tygodni krążą pogłoski o śmierci Salomona Morela, stalinowskiego oprawcy z obozu pracy w Świętochłowicach. RMF FM dowiedział się nieoficjalnie, że pogrzeb 88-letniego Morela odbył się 18 lutego, ale nie można było uzyskać potwierdzenia informacji ani od władz, ani od jego rodziny.

W Izraelu Morel był postacią prawie nikomu nieznaną. Wiadomo jedynie, że mężczyzna od dawna był chory.

Salomon Morel był komendantem obozu pracy w Świętochłowicach-Zgodzie, gdzie po wojnie przetrzymywano Niemców i Polaków, którzy zrzekli się obywatelstwa. W obozie przebywało ok. 6 tys. ludzi - 1 698 z nich zostało zamordowanych lub zmarło z 

wycieńczenia, tortur, głodu. Według relacji świadków, Morel głodził więźniów, wielokrotnie ich bił, umieszczał w karcerze, szczuł psami, znęcał się także psychicznie.

Po 1956 roku Morel pracował w różnych więzieniach, był m.in. naczelnikiem Wojewódzkiego Aresztu Śledczego w Katowicach, skąd odszedł na emeryturę w 1968 roku. Miał stopień pułkownika służby więziennej. W roku 1992 bez przeszkód wyjechał do Izraela.

4 lata później katowicka prokuratura zarzuciła Morelowi zbrodnie przeciw ludzkości i oskarżyła o doprowadzenie do śmierci ponad 1500 więźniów. Jesienią 1998 r. Izrael odmówił jego ekstradycji. Według izraelskiego prawa zarzucane mu czyny nie były zbrodniami ludobójstwa i uległy przedawnieniu po 20 latach.

Zmiana kwalifikacji na zbrodnię przeciwko ludzkości niepodlegającą przedawnieniu miała zwiększyć szansę na ekstradycję Morela. Ale w lipcu 2005 Izrael odmówił wydania Morela polskim władzom, gdyż prawo izraelskie – podobnie jak wielu innych państw - nie przewiduje ekstradycji swoich obywateli. Do końca życia otrzymywał od polskiego państwa ok. 5 tys. zł emerytury.