Jeden z szefów sławnego na cały świat sanktuarium w Lourdes, które rocznie odwiedza ponad sześć milionów pielgrzymów, jest podejrzany o przywłaszczenie kościelnych pieniędzy. Na jego prywatnym koncie odkryto blisko pół miliona euro.

Duchowny zapewnia, że jest niewinny. Twierdzi, że pieniądze to dobrowolne datki wiernych, które były przeznaczone dla niego, a nie dla świątyni. Tłumaczy też, że dostaje około 20 tys. euro, a owe datki musi przyjmować, bo inaczej wierni by się obrazili. Jedna z parafianek zostawiła mu spory dom. Ten sprzedał i zamierza kupić wygodne mieszkanie, bo cierpi na reumatyzm.

Śledztwo wszczęła brygada do spraw ścigania oszustw finansowych. Na razie pewne jest, że ksiądz oszukał fiskusa, bo zeznał, że zarabia tylko osiem tysięcy euro rocznie. Zdaniem francuskich komentatorów, afera wybuchła w bardzo złym momencie - we wrześniu do Lourdes ma przyjechać papież.