Wysłannicy WHO oferowali kobietom pracę w zamian za seks. Do tych sytuacji dochodziło podczas epidemii wirusa Eboli w Demokratycznej Republice Konga w latach 2018-2020, w której zginęło ponad 2000 osób. Proceder opisano w opublikowanym dziś raporcie.

Ponad 80 przypadków nadużyć seksualnych - w tym dziewięć przypadków gwałtu - opisano w  podsumowaniu dochodzenia przeprowadzonego przez Fundację Thomson Reuters oraz The New Humanitarian. Ponad 50 kobiet oskarżyło pracowników Światowej Organizacji Zdrowia oraz innych organizacji charytatywnych o wykorzystywanie seksualne.

Nadużycia zostały popełnione przez lokalny personel, a także przez członków międzynarodowych zespołów walczących z epidemią gorączki krwotocznej w afrykańskim państwie. Podejrzani wywodzą się z różnych grup mężczyzn- od kierowców i pracowników ochrony po personel medyczny.

Praca za seks

Zidentyfikowano 83 domniemanych przestępców seksualnych - 21 z nich rekrutowało się z WHO. Śledczy przeprowadzili wywiady z 63 kobietami i dziewczętami, które opowiedziały, w jaki sposób oferowano im pracę w zamian za świadczenie usług erotycznych.

Najmłodsza ofiara, Jolianne, która w chwili molestowania miała zaledwie 13 lat, zeznała, jak została zwabiona i wykorzystana. Gdy dziewczynka sprzedawała karty telefoniczne na poboczu drogi, kierowca z WHO zaproponował, że podwiezie ją do domu. Zamiast tego zabrał ją do hotelu, a tam - jak zeznała- ją zgwałcił. Trzynastolatka  zaszła w ciążę.

Inna kobieta, Severine, opowiedziała, jak została zaproszona do hotelu, aby omówić możliwość pracy związanej z walką z Ebolą. Kiedy przybyła do hotelowego pokoju, powiedziano jej, że musi uprawiać seks z mężczyzną, aby dostać tę pracę. Kiedy odmówiła, została zgwałcona.

WHO przeprasza

Epidemia wirusa gorączki krwotocznej wybuchła w zubożałym i rozdartym konfliktami regionie North Kivu w Demokratycznej Republice Konga. W raporcie czytamy, że przybycie personelu WHO i pracowników pomocy stworzyło tam "eldorado płacowe".  Zacięta była konkurencja o zatrudnienie. Autorzy dokumentu podkreślają, że domniemane ofiary były w bardzo niepewnej sytuacji ekonomicznej i społecznej. "Bardzo niewielu z mieszkańców było w stanie ukończyć szkołę średnią, a niektórzy nigdy nie rozpoczęli nauki".

Raport potępił również wymóg, aby zarzuty o nadużyciach były składane na piśmie. Jeden z urzędników WHO przyznał, że nie złożono żadnej skargi na jakiegokolwiek członka personelu.  Mimo że pewna kobieta przyszła do biura osobiście, aby złożyć zeznanie.

Dr Tedros Adhanom Ghebreyesus, szef WHO, przyznał, że dokument to "wstrząsająca lektura" i przeprosił ofiary za błędy swojej organizacji. Obiecał, że uczyni wszystko, co w jego mocy, aby sprawcy zostali pociągnięci do odpowiedzialności i nie uniknęli kary.  Jednak pytany przez dziennikarzy, czy sam zrezygnuje z przewodniczenia  Światowej Organizacji Zdrowia, odmówił odpowiedzi. Nie chciał zadeklarować, że wycofa się z kandydowania na drugą kadencję.