Wycie syren, tylko kilkanaście sekund, by zejść do schronu. I czekanie – czy przypadkiem rakieta nie trafi w biuro męża, szkołę dzieci, dom matki… Potem wybuch... Tak wygląda codzienne życie na pograniczu, tam, gdzie Żydzi mają nieszczęście graniczyć ze Strefą Gazy. Mało kto przyznaje, że giną także oni, nie tylko Palestyńczycy.

Położone nad granicą ze Strefą Gazy miasteczko Sderot jest najbardziej narażone na ostrzał rakietowy Hamasu. Ale pociski dolatują także dalej, aż do miasta Aszkelon, około 20 kilometrów na północ. Po raz pierwszy terroryści użyli kassamów jesienią 2001 roku. Szacuje się, że do końca 2008 roku na Izrael spadło prawie 5000 takich pocisków. Od ich wybuchów straciło życie kilkunastu Izraelczyków, a prawie tysiąc zostało rannych.

Rakieta składa się z metalowej tuby, najczęściej rury wodociągowej, wypełnionej materiałem wybuchowym, często uzupełnionym dla wzmocnienia siły rażenia metalowymi kulkami, śrubami itp. Za paliwo służy mieszanka saletry potasowej oraz cukru. Ale nie moc głowicy bojowej jest ich największą siłą. Bo rakiety te paraliżują życie mieszkańców. Bywały dni, gdy dziesiątki tysięcy Izraelczyków co kilkadziesiąt minut musiało uciekać do schronów. Na ucieczkę jest kilkanaście sekund – tyle leci rakieta ze Strefy Gazy do Sderot. Grady są jeszcze szybsze. Ci, którzy nie zdążą, kładą się na ziemi, kryją za samochodami. Jeśli nie zginą lub nie zostaną ranni, to dla świata nie ma sprawy. Depresje i nerwice się nie liczą. I tak od lat. Które państwo na świecie może sobie na to pozwolić…?

Tak Eli Barbur, korespondent RMF FM na Bliskim Wschodzie, relacjonował dla nas w sierpniu 2004 roku. Huk przelatujących i eksplodujących rakiet - to już niemal codzienność w izraelskiej miejscowości Sderot. Miasto leży tuż przy granicy Izraela ze Strefą Gazy, na pustyni Negev. Od dłuższego czasu ostrzeliwana jest ona przez Palestyńczyków rakietami "domowej roboty" typu Kassam. Od początku tzw. drugiej intifady, od września 2000 roku, Palestyńczycy wystrzelili ponad 300 rakiet na Izrael. 70 z nich uderzyło w Sderot. Tylko w tym roku (sierpień 2004, przyp. RMF FM) na miasteczko spadło ponad 20 pocisków, zabijając dwie osoby. Dalsze ataki tego rodzaju mogłyby opóźnić planowane na przyszły rok wycofanie się Izraela ze Strefy Gazy. Izraelska armia rozpoczęła więc akcję tropienia terrorystów i zakonspirowanych zakładów, w których chałupniczymi metodami produkowane są rakiety. A w 25-tysięcznym Sderot nastąpiło pewne uspokojenie sytuacji. Rakiety typu Kassam produkowane są w warsztatach, oficjalnie zajmujących się produkcją na potrzeby cywilne. Ich zasięg wynosi od 3 do 10 km, stąd ich celem są zazwyczaj przygraniczne miasteczka i wsie w Izraelu. Pocisk może przenieść nawet do 20 kilogramów materiałów wybuchowych, co stanowi dość dużą siłę rażenia. Choć pociski Kassam nie są zbyt celne, czasami zabijają, wyrządzają duże szkody i paraliżują życie na pograniczu.

Tak było w 2004 roku. Od tego czasu wiele się zmieniło. Palestyńczycy produkują teraz rakiety Kassam II i III o zasięgu nawet 20 kilometrów. Mają też pociski typu Grad, wyprodukowane prawdopodobnie w Chinach rakiety podobne do słynnych radzieckich katiusz. Te są o wiele celniejsze i o wiele bardziej zabójcze. Na szczęście Hamas nie ma ich zbyt dużo, a do ich odpalenia potrzeba już o wiele bardziej skomplikowanego sprzętu niż lont i zapałki. Pociski te są szmuglowane do Strefy Gazy drogą morską i tunelami. Przedstawiciele władz Izraela twierdzą też, że Hamas ma kilkadziesiąt irańskich pocisków rakietowych Fadżr-3, których zasięg jest jeszcze większy.