Każdy chce mieć swój dom… nawet bezdomni, którzy w Sankt Petersburgu rozbili letnie miasteczko. Rosyjscy kloszardzi wolą bowiem korzystać z promieni słońca, niż gnieździć się w kanałach czy piwnicach. Letnią kolonię zbudowali nielegalnie – nomen omen – przy ulicy poety Demiana Biednego.

Na początku wydawało się, że mieszkańcy pobliskich domów będą protestować. Jednak pomysłowi bezdomni znaleźli zrozumienie u tych, którzy mają prawdziwy dach nad głową. Nikogo nie obrażają. To tacy sami ludzie jak my. W ogóle ich nie widać, ani nie słychać. Zastawili się kartonami i żyją w swoim własnym świecie. Nie straszą nikogo i nawet nie świecą - stwierdziła jedna z mieszkanek Sankt Petersburga.

Co ważne, nawet milicja nie nachodzi ich zbyt często. Przychodzili zobaczyć. Ostrzegali przed pożarem, ale już ich dawno nie było - stwierdził jeden z bezdomnych. Miasteczko cały czas się rozrasta i już nabrało międzynarodowego charakteru, bo pojawił się w nim mieszkaniec z Białorusi. Na wsi na Białorusi płacą kopiejki. Lepiej tu spróbować, niż zostać tam - stwierdził. Posłuchaj relacji rosyjskiego korespondenta RMF FM Przemysława Marca: