4 osoby zginęły w katastrofie prywatnego samolotu, który wpadł do Bałtyku. 4 godziny i 48 minut wcześniej Cessna 551 wystartowała z lotniska na południu Hiszpanii. Przez ten czas niekontrolowana przez pilota maszyna przeleciała nad Europą.

Na pokładzie prywatnej Cessny 551 był właściciel zarejestrowanej w Austrii maszyny, 72-letni Niemiec, jego 68-letnia żona, ich 26-letnia córka oraz mężczyzna w wieku 27 lat. Pilot cessny Peter Griesemann był szefem niewielkiego przedsiębiorstwa lotniczego - podaje niemiecka prasa.

O godzinie 14:56 samolot z 4-osobową rodziną na pokładzie wystartował z Jerez na południu Hiszpanii. Leciał do Kolonii w Niemczech.

Maszyna nie wylądowała jednak w Kolonii i kontynuowała lot na północny-wschód, w stronę Skandynawii.

Piloci nie odpowiadali na wezwania wieży kontroli lotów, dlatego z bazy Luftwaffe w Rostocku poderwały się dwa myśliwce Eurofighter Typhoon. Pilotom nie udało się jednak nawiązać kontaktu z maszyną.

Krótko po wejściu w przestrzeń powietrzną Danii, do eskorty maszyny wysłany został duński myśliwiec F-16. Również i tym razem nie udało się nawiązać kontaktu z cessną. Co ciekawe, pilot myśliwca nie dostrzegł nikogo w kokpicie ani w przestrzeni dla pasażerów.

Obie wojskowe maszyny eskortowały cessnę do samego końca.

O godzinie 19:45 czasu polskiego, na oczach duńskich i niemieckich pilotów Cessna 551 gwałtownie zaczęła się obniżać. Chwilę później runęła do Morza Bałtyckiego, kilkanaście kilometrów od łotewskiej Windawy.

Jak poinformował niemiecki "Bild", krótko po starcie maszyna zgłosiła problemy z ciśnieniem w kabinie pilotów. Kontakt urwał się, kiedy samolot opuścił przestrzeń powietrzną nad Półwyspem Iberyjskim. 

Potem Cessna 551, która prawdopodobnie leciała na autopilocie, kierowała się w stronie Kolonii, a potem poleciała dalej nad Niemcami na północny-wschód.

Eksperci podejrzewają, że w samolocie doszło do dekompresji, a przebywające na jego pokładzie osoby straciły przytomność w przeciągu 30 sekund. To oznacza, że maszyna bez kontroli człowieka przez kilka godzin leciała nad głowami milionów Europejczyków. Wpadła do Bałtyku, kiedy skończyło się paliwo.

Na miejsce katastrofy zadysponowane zostały łodzie oraz lotnictwo szwedzkiej straży przybrzeżnej, gdyż samolot przeleciał w pobliżu Gotlandii. Szwedzi otrzymali zgodę od Łotyszy na wpłynięcie na ich wody terytorialne. Znaleźli fragmenty samolotu oraz plamę ropy.

"Samolot rozbił się. Szanse na odnalezienie żywych są minimalne" - powiedział już wtedy Lars Antonsson z szwedzkiego ratownictwa morskiego.

"Odnaleziono niewielkie części maszyny" - potwierdziła Liva Veita, rzeczniczka łotewskiej marynarki.

Na morzu w miejscu katastrofy przez noc były trzy łotewskie okręty. Rano dołączył do nich śmigłowiec.

Ciał ofiar do tej pory nie odnaleziono.