Kilkanaście osób zostało rannych w Hajderabadzie i Śrinagarze w starciach między policją a indyjskimi muzułmanami protestującymi przeciwko wizycie prezydenta Stanów Zjednoczonych w Indiach.

Starcia w Hajdarabadzie wybuchły po modlitwie w meczecie Mekka. Około 5 tys. wiernych zaczęło rzucać kamieniami w policję, niektórzy policjanci odrzucali kamienie w stronę manifestujących i siłą wepchnęli tłum z powrotem do środka meczetu. Na policję znowu posypały się kamienie, buty i butelki. Starcia trwały blisko godzinę.

Wcześniej manifestanci przemaszerowali ulicami Hajderabadu. Słychać było okrzyki: "Bush, ręce precz od Indii!", "Bush, wracaj do domu!". Niektórzy z demonstrantów trzymali plakaty z wizerunkiem Osamy bin Ladena, inni palili kukłę amerykańskiego prezydenta.

Na znak protestu przeciwko wizycie Busha w Hajdarabadzie zamknięto sklepy w muzułmańskiej dzielnicy miasta. Około 40 procent mieszkańców 7-milionowego Hajdarabadu to muzułmanie. Na dzień przed przylotem Busha miejscowe organizacje islamskie zaapelowały o jednodniowy strajk w mieście a także masowy udział wyznawców islamu w antyamerykańskich demonstracjach.

Lokalne władze zaostrzyły i tak już poważne środki bezpieczeństwa w mieście. Anulowano też część programu wizyty żony prezydenta USA Laury Bush. W mieście rozlokowano co najmniej 30 oddziałów wojska i trzy tysiące snajperów, w powietrzu utrzymywana jest eskadra myśliwców i śmigłowce.

Kontrowersje i protesty, także wśród polityków w New Delhi, wywołali też amerykańscy agenci Secret Service, którzy z psami tropiącymi sprawdzali okolice pomnika-świątyni Mahatmy Ghandiego. Opozycja zażądała oficjalnych przeprosin, podkreślając, że pomnik uważany jest za święte miejsce i psy nie powinny być wpuszczane na jego teren.

Tysiące osób protestowało także w Pakistanie przeciwko wizycie w tym kraju prezydenta USA. W okolicach Islamabadu policja musiała użyć pałek do rozpędzenia tłumu demonstrantów. Bush spotka się w sobotę z pakistańskim prezydentem Perwezem Muszarafem.