Bezpieczeństwo Stanów Zjednoczonych i prezydenta Baracka Obamy nie było zagrożone - uspokaja Secret Service po skandalu wywołanym przez swoich agentów. Zamiast przygotowywać wizytę prezydenta w Kolumbii funkcjonariusze korzystali w usług prostytutek.

Do Stanów Zjednoczonych wróciła specjalna grupa agentów, która przesłuchała grupę dziewięciu prostytutek zamieszanych w skandal z Secret Service. Na razie nic nie wskazuje na to, aby kobiety były podstawione przez obcy wywiad. Nie ulega jednak wątpliwości, że pracownicy tej "dyskretnej służby" tym razem o dyskrecji zapomnieli. Po spożyciu alkoholu chwalili się, że pracują dla amerykańskiego prezydenta.

Pracę straciło już dziewięciu z dwunastu funkcjonariuszy zamieszanych w seksskandal. Wciąż trwa śledztwo dotyczące udziału wojskowych w imprezie w hotelu Cartagenie. Do zabawy dołączyło przynajmniej dziesięciu mundurowych. Jak ujawniono, wszystkich poddano testowi na wykrywaczu kłamstw. Po skandalu w Kolumbii wychodzą na jaw informacje, że nie był to incydent. Podobno amerykańska służba słynęła z tego, że przygotowując wizyty prezydenta agenci lubili zabawić się w miejscowych lokalach.

Nowe zasady w Secret Service

Na razie z imprezami koniec. Po wyjściu na jaw skandalu wprowadzono nowe przepisy. W czasie zagranicznych wizyt agenci mają unikać alkoholu. Całkowity zakaz jego spożywania zaczyna obowiązywać już dziesięć godzin przed rozpoczęciem służby. Agenci nie mogą też sprowadzać do hotelu postronnych osób.