Ponad trzy tysiące policjantów pilnowało porządku podczas sztafety z ogniem olimpijskim w Hongkongu. Wzdłuż trasy ustawiły się tłumy mieszkańców miasta. Poza kilkoma drobnymi incydentami nie doszło do antychińskich demonstracji. W ciągu najbliższych miesięcy ogień będzie podróżował po Chinach, by 6 sierpnia dotrzeć do Pekinu.

Agencje oceniają, że władze w Pekinie z ulgą przyjęły rozpoczęcie tego etapu sztafety, po burzliwych zajściach na międzynarodowych przystankach olimpijskiego ognia. W pierwszym etapie podróży znicza po chińskiej ziemi nie obyło się jednak bez drobnych incydentów. Do nielicznych protybetańskich demonstrantów, którzy zgromadzili się na trasie sztafety, dołączyli działacze ruchów demokratycznych domagających się prawdy na temat masakry na Placu Tiananmen w 1989 roku.

Na starcie sztafety policjanci uniemożliwili protestującym powiewanie tybetańską flagą i wykrzykiwanie sloganów domagających się wolności religijnej w Chinach. Osiem osób zaprowadzono do ciężarówki i wkrótce zwolniono. Jak tłumaczono, funkcjonariusze odizolowali działaczy dla ich własnego bezpieczeństwa.

72-letni mężczyzna z transparentem, na którym domagał się podjęcia rozmów chińskich władz z dalajlamą, został poturbowany przez przechodniów zarzucających mu zdradę.

Chcąc zapobiec protestom w czasie sztafety, władze zatrzymały wcześniej w tygodniu na lotnisku siedmiu protybetańskich działaczy i obrońców praw człowieka, którzy figurowali na czarnej liście. Osoby te zostały deportowane.