Dziś amerykańskie samoloty bombardowały cele w Kabulu, Kandaharze i Dżalalabadzie. Według Talibów w nalotach zginęło wielu cywilów. Informacji tych nie można w żaden sposób potwierdzić. W wywiadzie dla katarskiej telewizji Al-Jazeera amerykański minister obrony Donald Rumsfeld zaprzeczył podawanym przez Talibów bilansom ofiar. Podobnie niemożliwe do sprawdzenia są pogłoski o rozłamie wśród Talibów, a nawet rozważaniu przez nich wydania Osamy bin Ladena.

Nie ma umiarkowanych Talibów, ich reżim jest najgorszy na świecie - powiedział tymczasem w wywiadzie dla amerykańskiej stacji telewizyjnej ABC - Richard Holbrooke, były ambasador USA w Organizacji Narodów Zjednoczonych. Polityk sądzi, że szef amerykańskiej dyplomacji Colin Powell zgodził się na udział niektórych Talibów w przyszłym rządzie afgańskim tylko dlatego, że był wówczas z wizytą w Pakistanie. Holbrook nie bardzo wierzy też w możliwość stworzenia wspólnych władz przez przedstawicieli różnych grup etnicznych mieszkających w Afganistanie. Sprzeciw wobec włączenia Talibów do nowego rządu w Kabulu wyraziła też Rosja. Tymczasem z najnowszych informacji wynika, że dziś po raz pierwszy Amerykanie zbombardowali pozycje Talibów na pierwszej linii frontu pod Kabulem. To duża pomoc dla żołnierzy Sojuszu Północnego, którzy cały czas szykują się do ofensywy na stolicę Afganistanu. Talibowie pokazali jednak, że są zdolni nie tylko do obrony, ale także do przeprowadzenia kontrofensywy czego przykładem jest Mazar-i-Shariff, ważne strategiczne miasto na północy Afganistanu. Talibowie tylko na kilka godzin oddali miasto w ręce żołnierzy Sojuszu Północnego. Później przystąpili do kontrofensywy i wyparli żołnierzy z antytalibańskiej koalicji w pobliskie góry. Tymczasem do stolicy Afganistanu ciągle przyjeżdżają nowi ochotnicy z Pakistanu gotowi oddać życie w świętej wojnie.

foto Archiwum RMF

21:55