Włoska przygoda zakończona słonym rachunkiem – 60-letni Brytyjczyk, który zignorował ostrzeżenia o niebezpieczeństwie na jednym z zamkniętych szlaków w Dolomitach, został uratowany przez służby ratownicze. Za helikopter i akcję ratunkową musi teraz zapłacić ponad 14 tysięcy euro.
Ekstremalne warunki pogodowe doprowadziły we włoskich Dolomitach do serii osuwisk i erozji ziemi. Służby ratownicze w regionie Belluno zamknęły dziesiątki szlaków, ostrzegając turystów przed niebezpieczeństwem. Jednak nie wszyscy stosują się do zaleceń.
60-letni Brytyjczyk postanowił wyruszyć na słynną Ferratę Berti. Wyruszył z Passo Tre Croci, mimo wyraźnych znaków - po włosku i angielsku - informujących o zamknięciu trasy z powodu ryzyka osuwisk.
Sytuacja stała się dramatyczna, gdy na wysokości 2 500 metrów turysta znalazł się w gęstych chmurach, a z gór zaczęły spadać pojedyncze głazy. Brytyjczyk wezwał pomoc.
Akcja ratunkowa nie była łatwa. Ze względu na trudne warunki pogodowe - gęste chmury i ograniczoną widoczność - ratownicy musieli użyć aż dwóch helikopterów.
Turysta miał ogromne szczęście, że uszedł z życiem - powiedział później Nicola Cherubin, szef alpejskiej służby ratowniczej w San Vito di Cadore, cytowany przez "The Guardian".
Po szczęśliwym zakończeniu akcji Brytyjczyk otrzymał fakturę, która może przyprawić o zawrót głowy. Za całą interwencję musi zapłacić 14 225 euro. Sam lot helikopterem kosztował 11 160 euro, a całość powiększyły jeszcze dodatkowe opłaty i podatek VAT w wysokości 22 procent. Za udział ratowników doliczono 200 euro za służbę i 50 euro za każdą godzinę akcji, do maksymalnej kwoty 700 euro.
Warto dodać, że kilka dni wcześniej w podobnych warunkach ratowano dwóch belgijskich turystów - w ich przypadku rachunek był znacznie niższy, ponieważ Belgia jest członkiem Unii Europejskiej. W przypadku Brytyjczyka, po brexicie - ten rachunek był znacznie wyższy.


