Tragiczny wypadek w Czechach. Zginął mężczyzna, który nielegalnie hodował lwy. Jak się okazało - zwierzę zaatakowało go, gdy wszedł do klatki.

Do tragedii doszło w czeskiej miejscowości Zděchov. 34-letni Michal Prasek trzymał w specjalnych klatkach na tyłach domu dwa lwy - samca i ciężarną samicę. 

Jak podaje BBC, ciało hodowcy odnalazł jego ojciec. Klatka była zamknięta od wewnątrz. Funkcjonariusze musieli zastrzelić zwierzęta, aby móc dostać się do środka. Było to absolutnie konieczne, inaczej nie wyciągnęlibyśmy ciała mężczyzny - powiedział przedstawiciel lokalnej policji.

Hobby Michala Praska wzbudzało strach wśród sąsiadów. Lwa kupił w 2016 roku, lwicę rok później. Trzymał zwierzęta w zbudowanych własnoręcznie zagrodach, na tyłach domu.

Już wcześniej był karany grzywną za prowadzenie nielegalnej hodowli. Sytuacja była jednak patowa, ponieważ Prasek nie wpuszczał nikogo, zwłaszcza przedstawicieli prawa, na teren swojej posiadłości. Nie było też dowodów na to, żeby znęcał się nad lwami, tym bardziej nie podjęto decyzji o odebraniu mu zwierząt.

Z lwem na smyczy

W ubiegłe wakacje mężczyzna trafił na pierwsze strony gazet po tym, jak pewien rowerzysta uderzył w lwa, którego Prasek wyprowadzał na smyczy. Po interwencji policji to "spotkanie" zakwalifikowano jako... wypadek drogowy.

Dzisiejsza tragedia rozwiązała kilkuletni problem - podsumował burmistrz Zdechova Tomas Kocourek.