To ma być publikacja, która wstrząśnie sceną polityczną w USA. Będzie w niej także wątek polski i sprawa bazy wojskowej w naszym kraju. Na dzień przed wizytą prezydenta Andrzeja Dudy w Waszyngtonie ma ukazać się książka Johna Boltona, byłego doradcy prezydenta Trumpa do spraw bezpieczeństwa narodowego. Wydanie książki - bezskutecznie - starał się zablokować Biały Dom.

Książka "The Room Where It Happened. A White House Memoir" ("Pokój, w którym to się stało; pamiętnik z Białego Domu") opowiada o 17 miesiącach pracy Boltona w Białym Domu i będzie miała oficjalną premierę w najbliższy wtorek, 23 czerwca.

Książkę przejrzał już amerykański korespondent RMF FM Paweł Żuchowski. Jak zauważa, "po pobieżnej na razie lekturze książki Johna Boltona, która wyjdzie we wtorek, wyłania się obraz Donalda Trumpa jako przywódcy, który kompletnie nie ma pojęcia o świecie". Wątek polski powala na ziemię. Prezydent USA ponoć nie pamiętał, że zgodził się na Fort Trump. 

Poza tym książka pokazuje kulisy brudnej polityki. Obnaża Trumpa, rysuje się obraz człowieka, dla którego najważniejszy jest własny interes wyborczy. Laurka to to na pewno nie jest - zauważa Paweł Żuchowski.

Publikacja wywoła na pewno wiele kontrowersji - napisał ją człowiek, który przez kilkanaście miesięcy był najbliższym współpracownikiem amerykańskiego przywódcy.

Do tego polskiego wątku odniosła się już ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher. To mylące stwierdzenie - nazwa "Fort Trump" nigdy nie była rozważana. Uwaga prezydenta Donalda Trumpa skierowana jest na Wspólną Deklarację o Współpracy Obronnej, podpisaną przez obydwu prezydentów, która jest realizowana na bieżąco i zgodnie z harmonogramem - napisała ambasador na Twitterze.

W Polsce będzie więcej żołnierzy z USA - podkreśliła.

Nieudana próba zablokowana wydania książki Boltona

Wczoraj sąd federalny w Waszyngtonie zezwolił na publikację książki Johna Boltona. Wcześniej administracja Donalda Trumpa złożyła pozew o tymczasowe zablokowanie wydania tego pamiętnika.

Sędzia okręgowy Royce Lamberth przyznał, że treści, jakie mogą się znajdować w książce, opisującej pracę Boltona w Białym Domu, mogą "stanowić poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego", podkreślił jednak, że rząd nie przekonał go o tym, że zakaz publikacji "jest właściwym remedium".

Zwrócił też uwagę, że "skoro setki tysięcy egzemplarzy książki są już na całym świecie, a wiele w redakcjach, szkoda została już wyrządzona".

Z omówień fragmentów książki Boltona, udostępnionych już mediom, wynika, że Trump miał prosić prezydenta Chin Xi Jinpinga o pomoc w kampanii wyborczej. Doradca Białego Domu ds. handlu Peter Navarro oświadczył w niedzielę, że Donald Trump nie prosił prezydenta Chin o pomoc w kampanii. Nie słyszałem tego. Byłem w pokoju - powiedział Navarro w wywiadzie dla CNN, odnosząc się do spotkania amerykańskiego prezydenta z chińskim przywódcą. Dodał, że takie oskarżenie jest "po prostu głupie".

Bolton w swym pamiętniku pisze m.in., że nie jest w stanie wskazać żadnej decyzji amerykańskiego przywódcy, która nie wynikałaby z "wyborczych kalkulacji". Zwraca też uwagę, że utrudnianie działań wymiaru sprawiedliwości było "codziennością" w Białym Domu.

Bolton nazywa przywódcę USA "oszałamiająco niedoinformowanym". Wśród przykładów na to wymienia rozmowę z byłą brytyjską premier Theresą May, w której Trump miał pytać, czy Wielka Brytania ma broń jądrową.

Według Boltona Trump miał na szczycie G20 w czerwcu 2019 roku prosić chińskiego prezydenta Xi Jinpinga o pomoc w uzyskaniu reelekcji. Rozmowę z tym przywódcą Trump miał "skierować na nadchodzące wybory w USA, nawiązując do chińskich gospodarczych możliwości wpływania na toczącą się kampanię, prosząc Xi, by zapewnił mu zwycięstwo" - pisze były prezydencki doradca.

Jednym z wątków książki jest Ukraina. Bolton jest przekonany, że Trump wstrzymał w ubiegłym roku pomoc wojskową dla tego państwa dla swojej politycznej korzyści. Uważa, że gdyby demokraci w procedurze impeachmentu wobec Trumpa wykroczyli w zarzutach dotyczących polityki zagranicznej poza Ukrainę, to głosowanie w sprawie prezydenta w parlamencie USA wcale nie musiałoby zakończyć się jego uniewinnieniem.