W sobotę wieczorem czasu lokalnego w Vancouver w zachodniej Kanadzie kierowca wjechał w tłum uczestniczący w ulicznym festiwalu. Kanadyjska policja potwierdza, że zginęło 11 osób, a ponad 20 zostało rannych. Funkcjonariusze stwierdzili jednak, że nie doszło do ataku terrorystycznego.

  • Kierowca wjechał w tłum podczas ulicznego festiwalu w sobotę wieczorem czasu lokalnego w Vancouver.
  • Policja poinformowała, że zginęło 11 osób i jest wielu rannych.
  • Na nagraniach w mediach społecznościowych z miejsca wypadku widać poszkodowanych leżących na ziemi i docierające do nich służby ratunkowe.
  • "To było jak strefa wojenna... Wszędzie na ziemi leżały ciała" - stwierdził dziennikarz Kris Pangilinan, który był świadkiem zdarzenia.
  • Na festiwalu był obecny Jagmeet Singh, lider kanadyjskiej Nowej Partii Demokratycznej, ale opuścił imprezę przed tragicznym zdarzeniem.
  • Kierowca został zatrzymany. To 30-letni mieszkaniec Vancouver.

Do tragicznego zdarzenia doszło w pobliżu skrzyżowania Fraser Street i East 41st Avenue.

Policja z Vancouver informuje, że zginęło 11 osób, a ponad 20 zostało rannych po tym, jak z niewiadomych przyczyn samochód wjechał w ludzi bawiących się na festiwalu filipińskim. Poszkodowani zostali zabrani do kilku szpitali. 

Filmiki z miejsca zdarzenia opublikowane w mediach społecznościowych pokazują służby ratunkowe i osoby, najpewniej ranne, leżące na ziemi.

Dziennik "Vancouver Sun" podał, że w okolicy były "tysiące osób". Świadek powiedział, że nie widział kierowcy, a słyszał jedynie "ryk silnika".

"Jestem załamany (...) składam najszczersze kondolencje bliskim zabitych i rannych" - napisał w mediach społecznościowych premier Kanady - Mark Carney.

Co wiemy o kierowcy?

Kierowca został zatrzymany. Jak poinformowano, to 30-letni mieszkaniec Vancouver. 

Na konferencji prasowej o północy policja powiedziała, że podejrzany był im "znany", ale nie podała szczegółów. Mężczyznę najpierw ujęli świadkowie, później 30-latek został przekazany policji.

Na danym etapie jesteśmy pewni, że to zdarzenie nie było atakiem terrorystycznym - przekazała policja w Vancouver na zachodzie Kanady. Nie jest znany motyw sprawcy. 

Sprawca ma "historię problemów psychiatrycznych" i działał sam - przekazała agencja AP. 

Lider partii był na festiwalu

Jagmeet Singh, lider kanadyjskiej Nowej Partii Demokratycznej, był wśród uczestników wydarzenia, ale opuścił je kilka minut przed tragedią, podała telewizja CTV. 

To jest tak przerażające, że nawet nie wiem, co powiedzieć - powiedział Singh cytowany przez CTV.

"Wszędzie na ziemi leżały ciała"

Kris Pangilinan, dziennikarz, który był na miejscu zdarzenia, przekazał, że samochód wjechał w grupę ludzi, gdy wydarzenie już dobiegało końca, a służby usunęły barierki z drogi, wpuszczając na jezdnię pojazdy. Jeden z nich przyspieszył i uderzył w "setki ludzi". W tłumie rozległy się krzyki.

To było jak strefa wojenna... Wszędzie na ziemi leżały ciała - powiedział publicznemu nadawcy CBC. Według niego mnóstwo ludzi zostało rannych

Politycy w szoku

Do tragedii odniósł się burmistrz Vancouver. "Jestem zszokowany i głęboko zasmucony przerażającym incydentem podczas dzisiejszego Dnia Lapu Lapu (dzień, w którym świętuje się opór wobec kolonizatorów rdzennego filipińskiego przywódcy - przyp. red.)" - napisał Ken Sim.

Premier Kolumbii Brytyjskiej David Eby przyznał z kolei, że wieści o tragedii w Vancouver złamały mu serce.

Kolumbia Brytyjska jest prowincją, w której społeczność filipińska jest coraz większa.

Tragedia rozegrała się tuż przed ważnych dla Kanadyjczyków dniem. W poniedziałek w Kanadzie odbędą się wybory do federalnej Izby Gmin. W Kanadzie jest ponad 28 mln osób uprawnionych do głosowania w wyborach, parlamentarzyści wybierani są w jednoosobowych okręgach wyborczych.