Niewielki amerykański samolot wpadł do morza w odległości ok. 20 km na północny wschód od Port Antonio na Jamajce. Z pilotem maszyny, która w piątek rano wystartowała z Nowego Jorku i miała wylądować na Florydzie, przez kilka godzin nie było kontaktu. Na miejsce wyruszyły ekipy ratownicze.

Jednosilnikowy samolot wystartował w piątek o godzinie 8:30 czasu lokalnego, a o godzinie 10:00 kontrolerzy stracili z nim kontakt. 

Tę prywatną maszynę śledziły myśliwce amerykańskie, dopóki nie wleciała w kubańską przestrzeń powietrzną - podało dowództwo obrony przeciwlotniczej USA. Władze w Hawanie zaprzeczyły jednak, jakoby doszło do naruszenia przestrzeni powietrznej Kuby.

Nie wiadomo, dlaczego piloci nie odpowiadali na wezwania kontrolerów. Wcześniej piloci wojskowi przekazali informację, że w małej maszynie są dwie osoby - prawdopodobnie były nieprzytomne. 

(mal)