Niedzielna wizyta brytyjskiego monarchy we Francji została przełożona. Wszystko w związku z ogromnymi protestami, które przetaczają się przez cały kraj. Obserwatorzy nie mają wątpliwości: to potężny cios wizerunkowy dla kraju nad Sekwaną.

To miała być dla nowego monarchy Wielkiej Brytanii pierwsza wizyta zagraniczna. Karol III miał razem ze swoją małżonką Camillą przebywać we Francji od niedzieli do środy. Jeszcze w piątek rano wydawało się, że do wizyty dojdzie. Zapewniał nawet o tym francuski minister spraw wewnętrznych Gerald Darmanin.

W czwartek na ulice Paryża wyszło jednak około 120 tys. ludzi, którzy wciąż protestują przeciwko reformie ustawy o wieku emerytalnym. Ponownie płonęły barykady i dochodziło do starć z policją. Przyjmowanie wizyt zagranicznego monarchy w warunkach tak wielkich społecznych niepokojów jest fatalnym pomysłem. Rządy Francji i Wielkiej Brytanii podjęły wspólną decyzję o przełożeniu wizyty. Emmanuel Macron rozmawiał w tej sprawie przez telefon z Karolem III.

Cios dla wizerunku Francji

"Le Figaro" informowało wcześniej, że wizyta odbędzie się przy wzmożonych środkach bezpieczeństwa. Teraz nazywa decyzję władz obu krajów "dużym ciosem wizerunkowym dla Francji". Niektórzy komentatorzy idą nawet o krok dalej, twierdząc, że niezdolność do zapewnienia bezpieczeństwa przedstawicielstwu innego kraju jest dowodem postępującego upadku Francji.

Historyk Maxime Tandonnet pisze wręcz w "Le Figaro" o kryzysie francuskiej demokracji. "Z pewnością Francja, w której tylko w nocy z 23 na 24 marca 450 policjantów i żandarmów zostało rannych (liczba ta daje miarę chaosu), nie jest w stanie zapewnić wizyty Karola III w normalnych warunkach bezpieczeństwa. Kryzys demokracji jest w pełnym rozkwicie, w ostatnich wyborach parlamentarnych wzięło udział zaledwie 46 proc. (uprawnionych). Obecny klimat buntu wyraża nieufność Francuzów wobec klasy politycznej, którą obwiniają za arogancję i pogardę, a w szczególności za to, że nie słucha ich w sprawie reformy emerytalnej" - pisze Tandonnet i dodaje, że obecnej władzy bardzo ciężko będzie odzyskać szacunek i poparcie społeczne.