Pożary w kanadyjskiej Albercie strawiły już ponad 500 tysięcy hektarów lasów i niebezpiecznie zbliżyły się do obszarów, gdzie eksploatowane są piaski roponośne. Ogień rozprzestrzenił się także na wschód, do prowincji Saskatchewan.

Pożary w kanadyjskiej Albercie strawiły już ponad 500 tysięcy hektarów lasów i niebezpiecznie zbliżyły się do obszarów, gdzie eksploatowane są piaski roponośne. Ogień rozprzestrzenił się także na wschód, do prowincji Saskatchewan.
Zniszczenia w Fort McMurray /Jason Franson/CP/ABACAPRESS.COM /PAP

O ile jeszcze kilka dni temu, po ewakuacji 90-tysięcznego miasta Fort McMurray, mówiono, że tereny wydobycia ropy, położone w lasach na północ od naftowej stolicy Kanady, nie są szczególnie zagrożone, a przerwy w eksploatacji okazały się stosunkowo niewielkie, to obecnie sytuacja się zmieniła.

W środę poinformowano, że mieszkańcy Fort McMurray będą mogli wracać do domów od 1 czerwca, ale pożary przeniosły się na północ od miasta. We wtorek pożar zniszczył osiedle Blacksand Executive Lodge, a 6 tysięcy mieszkających tam pracowników firmy energetycznej Suncor ewakuowano. Zagrożone jest również inne osiedle, Noralta Lodge, położone 30 km na północ od Fort McMurray. Dotychczas strażakom udało się nie dopuścić do przeniesienia się pożaru na teren osiedla.

W czwartek media donosiły, że ogień zniszczył roślinność na obrzeżach terenów eksploatowanych przez firmy Syncrude i Suncor, ale nie naruszył infrastruktury wydobywczej.

Kilka dni temu analitycy RBC Economics Research podali w raporcie, że szacowany wpływ pożarów w Albercie na kanadyjską gospodarkę może wynieść w maju 0,5 proc. PKB, jeśli wstrzymanie produkcji potrwa dwa tygodnie. Dzienne wydobycie ropy naftowej z piasków roponośnych w Kanadzie sięga ponad 2 mln baryłek.

Nie wiadomo, czy woda w Fort McMurray będzie nadawała się do picia

Przez 10 dni trwania pożarów powierzchnia objętych nimi lasów wzrosła 2,5-krotnie: z ponad 200 tysięcy do ponad 500 tysięcy hektarów. Minister ds. komunalnych Danielle Larivee przyznała w czwartek, że pożary w okolicach Fort McMurray wciąż są poza kontrolą.

Samo miasto musi liczyć się z kolejnym problemem, mimo że jego zabudowania zostały zniszczone przez ogień w zaledwie 10 proc. (to około 2500 budynków), a jego mieszkańcy wkrótce będą mogli zacząć wracać do domów. Eksperci zwracają uwagę, że istniejące obecnie stacje uzdatniania wody i filtry mogą nie poradzić sobie z oczyszczaniem wody. Fort McMurray pobiera wodę z rzeki Athabasca, do której wraz z deszczem będą spływać pyły. Problem polega na tym, że szkodliwe substancje i zanieczyszczenia powstałe w wyniku pożarów utrzymują się w glebie i rzekach przez wiele lat.

Ogień dotarł do sąsiedniej prowincji

Jak poinformowała agencja The Canadian Press, w czwartek ogień przeniósł się do graniczącej z Albertą od wschodu prowincji Saskatchewan. Według strażaków, spłonęło tam już około 700 hektarów lasów, które palą się obecnie w dziewięciu miejscach. Ogień szaleje na obszarze oddalonym o mniej więcej 30 km od miasteczka La Loche. Na razie nie jest ono zagrożone, ale problemem staje się gęsty dym.

W związku z pożarami jednym z najważniejszych tematów w kanadyjskich mediach jest prognoza pogody. W czwartek w okolicach Fort McMurray zaczął padać lekki deszcz, ale do ugaszenia pożarów potrzebne są duże opady.


Z Toronto Anna Lach (Polska Agencja Prasowa)

(edbie)