Zwycięstwo socjalisty Francois Hollande'a w wyborach prezydenckich we Francji jest korzystne dla Polski. Jego rządy mogą być okazją dla naszego kraju do wywalczenia sobie ważniejszej pozycji w Unii Europejskiej. Sugeruje to w rozmowie z korespondentem RMF FM Markiem Gladyszem znany francuski politolog polskiego pochodzenia Georges Mink z renomowanego paryskiego Instytutu Nauk Politycznych.

Marek Gładysz: Dlaczego wygrana Hollande'a może być dla Polski korzystna?

Georges Mink: Myślę, że stosunki Polski z Francja się polepszą - do pewnego stopnia, bo oczywiście wszystko jest względne. Relacje się poprawia z tego prostego względu, że Hollande ma inna wizje sceny międzynarodowej niż Nicolas Sarkozy. Sarkozy bardzo kładł nacisk na francusko-niemiecki duet i na swoje bliskie stosunki z Angela Merkel, z który był na "ty" i z którą prowadził różne akcje w łonie Unii i wobec zewnętrznych partnerów UE. Chciał się objawiać - razem z niemiecka kanclerz - jako najważniejszy aktor. To miało wymiar wizualny. Polityka zagraniczna Hollanda będzie inna. Jest on bowiem zwolennikiem geopolitycznego "wielopartnerstwa". Nie będzie uprzywilejowywał zanadto Berlina, choć oczywiście Niemcy pozostaną głównym partnerem Francji z powodu całej powojennej polityki pojednania i tworzenia zjednoczonej Europy. Hollande będzie jednak zachowywał się bardziej "demokratycznie" - w tym sensie, że będzie prowadził konsultacje z rożnymi unijnymi partnerami. I w tym kontekście Polska, która staje się coraz ważniejszym aktorem politycznym, będzie się coraz bardziej liczyła. Polska ma coraz większy ciężar gatunkowy na europejskiej wadze. Trzeba się z nią liczyć, bo jest krajem o dużym znaczeniu gospodarczym, politycznym i geopolitycznym.

Mówiło się dotąd często o dyrektoriacie francusko-niemieckim w Unii. Czy sadzi pan, że ten dyrektoriat zniknie?

Całkowicie zniknąć taki motor europejski nie może, bo chodzi najbogatsze kraje w Unii, którym najłatwiej jest odgrywać rolę strażaków, jak wybuchają pożary w UE. Z powodów historycznych oba kraje mają też w pewnym sensie "copyright" na Unię. Nie oznacza to jednak, że Holland nie będzie się liczyć z Polską. Wręcz przeciwnie! To jest człowiek, który po pierwsze słucha tego, co mają do powiedzenia inni partnerzy. A po drugie na pewno nie będzie uprzywilejowywał jednego z partnerów np. z powodów wyborczych - co robił Sarkozy.

Polska otworzyła portfel, by ratować euroland, ale Sarkozy nie zgodził się na regularny udział naszego kraju w szczytach tej strefy. Zostaliśmy za drzwiami. Czy może się to zmienić przy okazji nowych negocjacji w sprawie sposobów ożywienia unijnej gospodarki?

Sądzę, że tak, bo naprawdę nie ma powodów, dla których Polska miałaby pozostać odsunięta od unijnej polityki walutowej - tym bardziej, że w przyszłości sama ma wprowadzić u siebie euro. Oczywiście powinna uczestniczyć w szczytach strefy euro jako obserwator . Wydaje mi się, że Hollande w tym Polsce nie przeszkodzi, bo jest on człowiekiem racjonalnym. Zależy mu również, by przekonać jak najwięcej krajów członkowskich do swojej wizji ratowania strefy euro, zakładającej właśnie działania w sprawie ożywienia gospodarki. Myślę zresztą, że Sarkozy też nie był temu fundamentalnie przeciwny, ale - kiedy odbywały się negocjacje w sprawie paktu fiskalnego - miał w głowie tylko ratowanie eurolandu i polski postulat nie był jego priorytetem.

Można jednak mieć wrażenie, że - jak sam pan kiedyś wspominał - Sarkozy'emu wręcz przeszkadzały różne polskie inicjatywy w Unii - np. w sprawie partnerstwa wschodniego?

"Sarkozizm" przyduszał inicjatywy przychodzące z innych krajów. Przeszkadzały one Sarkozy'emu - psuły mu scenariusz, w którym to właśnie on miał być głównym bohaterem Unii. Szczególnie w okresie przedwyborczym chciał być postrzegany jako pewnego rodzaju Święty Jerzy, który walecznie walczy z kryzysem, jak że smokiem.

Sarkozy i jego poprzednik - Jacques Chirac - byli oskarżani o dosyć dużą arogancję na scenie europejskiej. Czy sadzi pan, że w przypadku Hollande'a to się zmieni?

To na pewno się zmieni, bo to jest człowiek innego pokroju. To na pewno nie jest człowiek arogancki. To jest człowiek skromny, który wie, że każdy kraj ma własną "osobowość" i tożsamość narodową. Zdaje sobie sprawę, że nie można nagle powiedzieć, że jakieś kraje "straciły okazję, by zachować milczenie" - jak wyraził się kiedyś Chirac, zwracając się do nowych członków Unii z Europy Środkowej, które poparły interwencję zbrojna w Iraku. Nie należy się spodziewać, że Strony Hollande'a takiego zachowanie, to nie jest jego charakter. No, ale oczywiście nie można wykluczyć tego, że np. u schyłku panowania niektórzy ludzie mogą się mimo wszystko radykalnie zmienić na poziomie psychologicznym.