Francuskie media zarzucają rządzącym kłamstwo w sprawie rzekomego wtargnięcia uczestników pierwszomajowej demonstracji "żółtych kamizelek" i anarchistów na teren wielkiego paryskiego szpitala Pitie-Salpetriere. Francuski rząd, policjanci i dyrekcja szpitala oskarżają protestujących o zrabowanie drogiego sprzętu medycznego, ale pielęgniarki i lekarze nie potwierdzają tej wersji wydarzeń. Wszczęto śledztwo w tej sprawie.

Według francuskich władz uczestnicy pierwszomajowej demonstracji "żółtych kamizelek" i anarchiści wtargnęli do szpitala Pitie-Salpetriere - jednego z największych w Paryżu. Policja powołuje się na świadków, według których uzbrojeni w metalowe pręty i kije bejsbolowe anarchiści, którzy przyłączyli się do "żółtych kamizelek", sterroryzowali szpitalny personel. Próbowali wtargnąć na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej. Ze szpitala miał zniknąć drogi sprzęt medyczny.

Inną wersję wydarzeń przedstawiają jednak pielęgniarki i lekarze, którzy w tym czasie znajdowali się w szpitalu. Lekarze i pielęgniarki twierdzą, że anarchiści i członkowie ruchu "żółtych kamizelek" wtargnęli tylko na dziedziniec szpitala - uciekając przed szarżującą policją. Nie udało im się jednak wtargnąć do wnętrza budynku. A drogi sprzęt medyczny zniknął z drugiego piętra szpitala. Francuskie media sugerują więc, że mógł on zostać skradziony przez nieznanych sprawców, którzy nie mieli związku z uczestnikami pierwszomajowej demonstracji.

Jak informuje korespondent RMF FM w Paryżu Marek Gładysz - we francuskich mediach wybuchła gorąca dyskusja. Część komentatorów oskarża wręcz francuski rząd o kłamstwa. Sugerują, że premier Edouard Philippe i szef MSW Christophe Castaner chcieli prawdopodobnie skorzystać z okazji, by jeszcze bardziej oczernić wizerunek członków ruchu "żółtych kamizelek".

Francuska policja wszczęła już śledztwo w sprawie kradzieży sprzętu medycznego ze szpitala.