Członkowie francuskich związków zawodowych kupowali prywatne rezydencje za pieniądze z funduszy socjalnych przeznaczonych dla pracowników - twierdzi paryska prokuratura. Śledczy twierdzą, że związkowcy działali jak organizacja mafijna. W grupie panowała zmowa milczenia, a osoby stawiające niewygodne pytania o sfałszowane faktury, były zastraszane.

Gigantyczna afera wybuchła po kontroli Izby Rachunków, czyli francuskiego odpowiednika NIK-u, w publicznym przedsiębiorstwie komunikacji miejskiej w Paryżu. Po ujawnieniu jej rezultatów stołeczna prokuratura natychmiast wszczęła śledztwo w sprawie malwersacji. Według śledczych, związkowcy wykorzystywali pieniądze przeznaczone na przykład na pracownicze żłobki czy dofinansowanie wczasów pracowników.

Za zdefraudowane środki kupili na przykład cztery niewielkie zamki, z których sami korzystali i w których organizowali między innymi wystawne przyjęcia z udziałem członków dyrekcji. Śledczy podejrzewają, że dyrekcja przymykała oczy na nadużycia finansowe, w zamian za co związkowcy zgadzali się ograniczyć żądania płacowe i liczbę strajków. Zamieszanym w aferę grozi do 10 lat więzienia.