Szorowanie po dnie, a nie żadne wyjście z kryzysu - tak informacje o wzroście gospodarczym Niemiec i Francji komentuje ekonomista Ryszard Petru. Francuska i niemiecka gospodarka niespodziewanie ruszyły do przodu o 0,3 procent kwartał do kwartału.

Zdaniem ekonomistów, każda optymistyczna wiadomość jest dobra, ale na wielką poprawę nie ma co liczyć. Trzeba pamiętać, że zarówno Niemcy, jak i Francja wpompowały w swoje gospodarki wielkie pieniądze, co przyniosło niewielki efekt. Powstaje jednak pytanie i obawa, czy na przykład po wyborach w Niemczech rządowe programy pomocowe się nie skończą. Gdyby się tak stało, to nasi zachodni sąsiedzi znów przeżyją ciężkie chwile. Po tym lekkim wzroście, takim sztucznym, może być mała zapaść - mówi Ryszard Petru:

A to zwiastuje, że wychodzenie z kryzysu będzie miało kształt litery W: po wielkim spadku - małe odbicie, potem właśnie wspomniana mała zapaść i na koniec wielkie odbijanie się od dna.

Już gorzej nie będzie prawdopodobnie i najgorsze za nami, ale to wcale nie oznacza, że najlepsze jest tuż przed nami. Moim zdaniem, najbliższe cztery kwartały będą trudne, czyli to jest tak naprawdę szorowanie po dnie - przewiduje ekonomista:

Ostrożnie do najnowszych danych podchodzi również francuska minister ekonomii Christine Lagarde. Mimo niespodziewanego wzrostu gospodarczego zapowiada ostateczny koniec złej passy dopiero w połowie przyszłego roku. W wywiadzie dla "Le Figaro" minister tłumaczy, że lekki wzrost gospodarczy w drugim kwartale oznacza wprawdzie koniec recesji, ale na razie gospodarka kraju jest ciągle pod kroplówką. Francuzi zaczęli na przykład kupować więcej samochodów, ale stało się to dzięki rządowym premiom, które otrzymują przy zakupie pojazdów mniej zanieczyszczających środowisko.

W tym samym czasie przybyło jednak nad Sekwaną ponad 70 tysięcy bezrobotnych. O trwałym wyjściu z kryzysu będzie więc można mówić - zdaniem Lagarde - dopiero wtedy, gdy przedsiębiorstwa zaczną znów inwestować, czyli budować fabryki, zamiast je zamykać.