On sam nie czuje się bohaterem, ale współpasażerowie lotu mogą być innego zdania- donosi telewizja CNN. Mowa o żołnierzu amerykańskiej armii Bartku Bachledzie. Sierżant polskiego pochodzenia, odkrył w czasie podróży cywilnym Jumbo Jetem, że maszyna traci paliwo. I że może mieć kłopot z dotarciem do lotniska docelowego w Tokio. Bachleda zaalarmował załogę i samolot wylądował bezpiecznie w San Francisco.

Linie lotnicze umniejszają trochę zasługi dzielnego sierżanta, twierdząc, że kapitan samolotu wiedział o wycieku i nie planował w tej sytuacji lotu przez Pacyfik, a nawet gdyby, to paliwa i tak by wystarczyło. Być może to jednak tylko taka linia ochrony, bo sierżant Bachleda twierdzi, że niełatwo mu było poinformować załogę o awarii.

Kiedy pierwszy raz przywołał stewardessę i chciał pokazać nagrany przez siebie film z wyciekiem, ta nie dała mu nawet dojść do głosu. Bachleda był jednak nieugięty i w końcu udało mu się przekazać informacje o usterce. Jak mówi, nie mógł dopuścić, by samolot znalazł się nad Oceanem, a wie co mówi, bo w wojsku jest specjalistą od… tankowania samolotów.