Jest 26 grudnia 2004 roku, drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Plaże w krajach położonych nad Oceanem Indyjskim zapełniają się mieszkańcami i turystami, którzy przyjechali tutaj spędzić okres świąteczno-noworoczny. Wielu ludzi eksploruje dno morskie po tym, jak cofnęła się woda - gdzieniegdzie nawet na ponad dwa kilometry. Dzieci zbierają różne przedmioty, a nawet ryby. Zdecydowana większość osób jest zafascynowana odsłoniętą plażą. Mało kto zdaje sobie sprawę z nadchodzącego zagrożenia - do momentu, aż na horyzoncie widać spienione fale. W stronę wybrzeża z prędkością kilkuset kilometrów na godzinę przemieszcza się tsunami. Kto może, ucieka z nadzieją dostania się na wyżej położone tereny. Jak się później okaże - uda się to niewielu osobom. Dziś, w 18. rocznicę, przypominamy jeden z największych kataklizmów w historii, który na zawsze zmienił życie milionów osób.

Tuż przed godziną 8:00 czasu lokalnego, około 160 kilometrów na zachód od północnej części indonezyjskiej wyspy Sumatra, doszło do potężnego trzęsienia ziemi o magnitudzie 9,1 - trzeciego najsilniejszego w historii obserwacji. W wyniku uwolnienia naprężenia na granicy płyt indyjskiej i birmańskiej, do czego doszło na głębokości 30 kilometrów, wypchnięty został spory fragment dna morskiego. Natychmiast powstało tsunami, które na otwartym oceanie nie było specjalnie widocznie, ale docierając do linii brzegowej osiągnęło wysokość nawet 30 metrów.

Najbardziej ucierpiało miasto Banda Aceh na Sumatrze. Zabrakło tam bowiem zarówno systemu wczesnego ostrzegania, jak i podstawowej wiedzy - mimo potężnych wstrząsów, mało kto zdawał sobie sprawę z nadciągającego zagrożenia. Minęło 20 minut od trzęsienia ziemi, kiedy w miasto uderzyło tsunami. Fale były trzy - pierwsza stosunkowo łagodna, skromnie zalała znajdujące się blisko wybrzeża budynki. Po kilku minutach woda gwałtownie się cofnęła, a chwilę później w ląd uderzyły dwie ogromne fale - jedna za drugą. Jak opisywali świadkowie, "były koloru czarnego i miały monstrualne rozmiary". Później stwierdzono, że w Banda Aceh, w zależności od lokalizacji, uderzyły fale w wysokości od 6 do 12 metrów.

Zniszczenia były ekstremalne, szczególnie w północno-zachodniej części miasta. W najbliższym sąsiedztwie oceanu zniszczone zostały prawie wszystkie budynki, nawet te najsolidniejsze. Pomogło trzęsienie ziemi, które naruszyło stabilność konstrukcji. Woda wdarła się aż 4 kilometry w głąb lądu. Jedna z rzek, Aceh, przeniosła drzewa, samochody, gruz i zwłoki nawet 40 kilometrów w głąb lądu. 13 kilometrów na południowy-zachód od Banda Aceh leży miejscowość Lhoknga, zamieszkiwana wówczas przez 7500 osób. Wysokie na 30 metrów fale tsunami sprawiły, że katastrofę przeżyło raptem 400 osób.

Ogólnie rzecz biorąc, w Indonezji potwierdzono śmierć ponad 130 tys. osób. Szacunki są jednak jeszcze bardziej przerażające, mówią bowiem o 167,5 tys. ofiar. Za zaginione uznano ponad 37 tys. osób.

Po uderzeniu w prowincję Aceh Sumatrze, fale tsunami docierają do wybrzeża Tajlandii. Położone około 500 kilometrów od epicentrum trzęsienia ziemi południowe wybrzeże kraju jest bardzo popularne wśród turystów w okresie bożonarodzeniowym. Wielu z nich, podobnie jak mieszkańcy, nie zdaje sobie sprawy z nadciągającego zagrożenia. Widzą co prawda na horyzoncie kotłującą się wodę, są zachwyceni cofającą się wodą, ale nie wiedzą, co to oznacza. Tsunami uderzyło mniej więcej 1,5 godziny po trzęsieniu ziemi. Najmocniej ucierpiał region Khao Lak, gdzie wysokość fal dochodziła do 10 metrów, ale niemniejsze szkody są na Phuket, Phi Phi i innych miejscach zwróconych w stronę Morza Andamańskiego.

Tsunami następnie dotarło do Sri Lanki, uderzając najpierw w jej wschodnie wybrzeże, a potem w południowy kraniec. Tsunami, początkowo jako niewielka fala, spowodowało skromne podtopienia nadbrzeżnych terenów. Potem woda cofnęła się lokalnie nawet kilometr w głąb Zatoki Bengalskiej. Krótko po tym nastąpiło "główne uderzenie" - wysokie na 9 metrów fale zalały wschodnie wybrzeże. Maksymalne spiętrzenie fali wyniosło 12,5 metra. Woda gdzieniegdzie wdarła się nawet 2 kilometry w głąb lądu. Ludzie byli zaskoczeni - według wielu relacji, wstrząsy na znajdującej się około 1700 kilometrów od Sumatry Sri Lance nie były odczuwalne. Stąd tak ogromna, druga po Indonezji, ilość ofiar. Życie straciło tam ok. 35 tys. osób, a ponad 20 tys. zostało rannych. Ok. 90 tys. budynków zostało zniszczonych.

Ciekawostką jest fakt, że do najbardziej śmiercionośnej katastrofy kolejowej w historii doszło właśnie... na Sri Lance 26 grudnia 2004 roku. W kursujący wzdłuż wybrzeża pociąg, łączący miasta Maradana i Matara, uderzyło tsunami. W ciągu kilku chwil życie straciło co najmniej 1700 osób. Fala była o 2-3 metry wyższa od jadącego składu.

Tsunami dotarło również do wybrzeży Indii. Najmocniej dotknięte kataklizmem zostały stany Tamilnadu i Andhra Pradesh w południowej części stanu. Największa fala miała 5 metrów i wdarła się około 1,5 kilometra w głąb lądu. Również i tam - podobnie jak na Sri Lance - ludzie zostali zaskoczeni przez tsunami, w wyniku czego zginęło, według oficjalnych danych, ponad 12 tys. osób.

Ile zginęło osób?

Ogólnie rzecz biorąc, w wyniku trzęsienia ziemi i katastrofalnego w skutkach tsunami, życie straciło - według oficjalnych danych - 184 167 osób. Jeszcze bardziej przerażające są dane szacunkowe - 227 898 ofiar.

W Indonezji potwierdzono 130 736 ofiar (szacowanych 167 540), na Sri Lance 35 322 (tyle samo szacowanych), w Indiach 12 405 (szacowanych 16 296) i w Tajlandii 5395 (szacowanych 8212). 43 786 osób uznano za zaginione, a ok. 125 tys. zostało rannych. Poza wspomnianymi krajami, ofiary i rannych odnotowano w Somalii, Birmie, Malezji, Bangladeszu, RPA, Jemenie, Kenii, Tanzanii, a także na Malediwach, Seszelach i Madagaskarze.

Wśród ofiar trzęsienia ziemi i tsunami z 2004 roku było wielu mieszkańców Europy, którzy udali się do krajów położonych nad Oceanem Indyjskim na czas świąt Bożego Narodzenia (głównie do Tajlandii). Krajem, który stracił najwięcej obywateli, była Szwecja - 543 ofiary. Na skutek kataklizmu życie straciło ponadto 539 Niemców, 179 Finów, 143 Brytyjczyków, 106 Szwajcarów, 95 Francuzów, 86 Austriaków, 84 Norwegów i mieszkańcy wielu innych krajów. Była też jedna ofiara z Polski - muzyk metalowy Mieszko Talarczyk, gitarzysta i wokalista grindcorowej formacji Nasum. Talarczyk wyjechał do Tajlandii celebrować trzydzieste urodziny.

Tsunami było zaskoczeniem

Tsunami po Oceanie Indyjskim przemieszczało się z prędkością ponad 800 km/h. W zależności od przebytego dystansu, docierało do lądów po kilkunastu minutach lub kilkunastu godzinach od trzęsienia ziemi.

Pomimo takiej rozbieżności w czasie, prawie wszystkie ofiary były zaskoczone. Wykrycie tsunami nie jest łatwe, bowiem gdy fale przemieszczają się na otwartych wodach, mają niewielką wysokość (czasem zaledwie kilkudziesięciu centymetrów) i do ich wykrycia niezbędna jest sieć czujników rejestrująca zmiany w pływach. Na Oceanie Indyjskim nie było wówczas takiego systemu.

Pierwszym sygnałem zwiastującym trzęsienie ziemi jest... samo trzęsienie ziemi. Jeśli trzęsie mocno i długo, to od razu po ustaniu wstrząsów powinniśmy udać się w głąb lądu i znaleźć najwyższy możliwy punkt. Problem pojawia się, jeśli jesteśmy kilka tysięcy kilometrów od epicentrum i nie czujemy wstrząsów (jak np. przebywający wówczas na Sri Lance czy w Indiach).

Kolejnym, zwykle ostatnim, sygnałem ostrzegawczym jest cofająca się woda. Dziś wiemy, że wtedy należy uciekać (zwłaszcza, jeśli czuliśmy wcześniej wstrząsy), ale w 2004 roku tego nie wiedziano. Co więcej, rzadki widok odsłoniętych plaż, gdzieniegdzie 2,5 kilometra w głąb morza, zachęcił dzieci i dorosłych do spacerów i zbierania różnych przedmiotów, a nawet ryb. Woda cofnęła się m.in. u wybrzeży indonezyjskiej prowincji Aceh, wyspy Phuket i regionu Khao Lak w Tajlandii.

Co ważne, tsunami nie zawsze daje wyraźne sygnały ostrzegawcze - niekiedy przed nadejściem fal woda się nie cofa, jak np. we wrześniu 2018 roku, kiedy tsunami uderzyło w miasto Palu na indonezyjskiej wyspie Sulawesi. W takim przypadku najlepiej szukać schronienia od razu po ustaniu silnych wstrząsów.

Ciekawostką jest zachowanie mieszkańców indonezyjskiej wyspy Simeulue, którzy tuż po trzęsieniu ziemi uciekli w głąb lądu. Błyskawiczna reakcja miała związek z ustnymi przekazami o trzęsieniu ziemi i tsunami z 1907 roku. Opowiadania ocaliły życie wielu ludziom.

10-latka ostrzegła plażowiczów

Nawet najnowocześniejsze systemy ostrzegania nie są w stanie równać się z podstawową wiedzą i przezornością. Brytyjski dziennik "The Sun" przytacza historię Tilly Smith, 10-latki z Anglii, która 18 lat temu przebywała na plaży Maikhao Beach na wyspie Phuket w Tajlandii. Z lekcji geografii w szkole zapamiętała, że ostatnim ostrzeżeniem przed nadejściem fal tsunami jest cofająca się woda. Dziewczynka, wespół z rodzicami, ostrzegła pozostałych wypoczywających. Całą plażę udało się bezpiecznie ewakuować.

John Chroston, nauczyciel biologii ze Szkocji, również rozpoznał znaki ostrzegawcze. Przebywał wówczas na jednej z plaż Zatoki Kamala na wyspie Phuket. Podobnie jak 10-latka z Anglii, tak i on uratował wiele ludzi, zabierając ich na wyżej położone tereny.

Spotkanie po siedmiu latach

Niesamowitą historię przytoczył z kolei "The Guardian". Gdy 18 lat temu tsunami uderzyło w brzeg prowincji Aceh, 8-letnia wówczas dziewczynka o imieniu Wati była razem z mamą i dwójką swoich sióstr bliźniaczek w pobliżu domu w wiosce Ujon Baroh. Kobieta próbowała uciekać przed wodą i ratować swoje dzieci. Niestety, woda wyrwała jej z rąk Wati.

Kobieta i dwie jej córki bliźniaczki przeżyły kataklizm. Przez kolejne miesiące rodzina szukała jakichkolwiek informacji na temat zaginionej Wati. Po dziewczynce jednak ślad zaginął. Po bezowocnych poszukiwaniach rodzina pogodziła się ze śmiercią córki. Jednak w 2011 roku, siedem lat po katastrofie, gruchnęła informacja, że do dziadka dziewczynki, który mieszka w mieście Meulaboh, znajomy przyprowadził młodą dziewczynę. Jak wyjaśnił, spotkał ją w kawiarni. Dziewczyna siedziała samotnie w rogu lokalu i nie odzywała się do nikogo. Wszyscy myśleli, że jest po prostu jedną z wielu sierot żebraczek.

Kilku bywalców kawiarni zaczęło ją wypytywać o to kim jest i skąd pochodzi. Dziewczyna wyjaśniła, że przyjechała autobusem z Banda Aceh i szuka swojego domu, ale nie wie jak do niego dotrzeć. Nie potrafiła wymienić imion nikogo ze swoich bliskich, poza imieniem dziadka Ibrahima. Jeden z gości kawiarni skojarzył to z historią swojego znajomego, który stracił wnuczkę w tsunami i nazywa się właśnie Ibrahim.

Tym sposobem Wati trafiła do swojego dziadka. Ten z początku nie mógł uwierzyć, że to jego wnuczka. Jednak po dokładnym przyjrzeniu się milczącej dziewczynie stwierdził, że rzeczywiście odnalazł zaginioną wnuczkę. Ibrahim szybko wezwał rodziców Wati mieszkających w rodzinnej wiosce nad morzem. Yusniar i Yusuf po obejrzeniu dziewczynki również nie mieli wątpliwości, że to ich zaginiona córka.

Dziewczynka przez siedem lat błąkała się po całej prowincji. Nie jest jasne, jak mała Wati przeżyła uderzenie niszczycielskich fal tsunami.

"Niemożliwe"

W 2012 roku premierę miał film "Niemożliwe" z Naomi Watts i Ewanem McGregorem w roli głównej. Film opowiada historię Marii i Henry'ego, którzy wraz z trójką synów przeżyli tsunami w Tajlandii w 2004 roku.