Brytyjski premier Boris Johnson został w środę ostro skrytykowany w trakcie wizyty w jednym z londyńskich szpitali. Ojciec leżącej na oddziale dziecięcym dziewczynki zarzucił mu, że przyjeżdża robić sobie kampanię, podczas gdy publiczna służba zdrowia jest w stanie zapaści.

Gdy Johnson odwiedzał Whipps Cross Hospital w północno-wschodnim Londynie, na korytarzu podszedł do niego wściekły ojciec dziewczynki, skarżąc się na długie oczekiwanie na leczenie.

Na tym oddziale brakuje ludzi, brakuje lekarzy, brakuje pielęgniarek, nie jest on dobrze zorganizowany. NHS (publiczna służba zdrowia) została zniszczona, a pan przyjeżdża tu, aby pokazać się prasie"- wygarnął premierowi. Gdy Johnson odparł, że "tu nie ma prasy", rodzic wskazał na kamery filmujące tę konfrontację i zapytał: Co ma pan na myśli mówiąc, że tu nie ma prasy? To kim są ci ludzie?

Rzecznik Johnsona wyjaśniał później, że premier odwiedza szpitale, aby usłyszeć bezpośrednio od pracowników służby zdrowia i pacjentów o problemach, z jakimi boryka się NHS, tak aby inwestycje trafiały tam, gdzie są najbardziej potrzebne. Zapewnił też, że znalezienie środków na NHS pozostaje priorytetem szefa rządu.

Statystyki, które przytacza tabloid "The Sun" pokazują, że problem kolejek w szpitalach faktycznie istnieje. W marcu w przypadku prawie 25 tys. pacjentów termin oczekiwania na leczenie przekraczał 12 miesięcy, podczas gdy pięć lat temu w takiej sytuacji znajdowało się 5,4 tys. pacjentów.

To drastyczne pogorszenie się sytuacji nie jest oczywiście winą Johnsona, który urząd premiera pełni zaledwie od końca lipca, tym niemniej to on, jako jedna z głównych twarzy kampanii na rzecz wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, obiecywał w 2016 roku, że pieniądze przekazywane do Brukseli - według eurosceptyków to 350 mln funtów tygodniowo - po brexicie trafią w dużej mierze do NHS.