Do Polski znów przyjechali kontrolerzy z Mińska; wizytują wybrane obiekty wojskowe. To efekt podpisanej przez oba państwa umowy o umocnieniu zaufania i bezpieczeństwa. Biorąc jednak pod uwagę napięcia między obu krajami można się zastanawiać jak tę wizytę odczytywać.

Kontroli z Mińska nie należy jednak łączyć z bieżącą polityką, ale raczej z realizacją zasady „wierz, ale sprawdzaj.” Przed dwoma laty rozmyślnie podpisaliśmy z Mińskiem dokument stwierdzający, że takie inspekcje będą się odbywać.

Musimy ich wpuścić, dlatego że w zamian nasi inspektorzy będą mogli jeździć na Białoruś, aby wizytować tamtejsze jednostki wojskowe - tłumaczy były polski dyplomata na Białorusi Marek Bućko. Co więcej - dodaje - przy obecnych napiętych stosunkach z Mińskiem niewpuszczenie byłoby wyśmienitą pożywką dla reżimowej propagandy. Że Polska ma coś do ukrycia; że ma wrogie zamiary militarne wobec Białorusi; że szykuje agresję. Reżim tylko czeka na takie okazje - tłumaczy Bućko.

Jest jednak jeden problem - zgodnie z umową Polacy mogą kontrolować jedynie regularną białoruską armię, a spod kontroli wyjęte są wojska wewnętrzne - równie liczne i nie gorzej wyposażone.