Zostawiamy za sobą lato wypełnione przez niepotrzebne, dziwaczne, przygnębiające gadulstwo. Lato zbyt politykierskiej polityki, za bardzo oddalonej od konkretnych inicjatyw, słowem - już przebrzmiałego politycznego teatrzyku, który zdążył wywołać niesmak u wszystkich Włochów - tak premier Silvio Berlusconi podsumował ostatnie dwa miesiące we Włoszech.

Premier zapewnił, że podczas gdy wszyscy tracili czas na "gadaninę", rząd pracował przez cały lipiec i sierpień "w ciszy", by "wspierać ożywienie gospodarcze i rozwój kraju, doprowadzając do konsolidacji finansów publicznych dzięki polityce rygoru".

Po raz kolejny Berlusconi zarzucił centrolewicowej opozycji, którą nazwał "więźniem przeszłości", podejmowanie prób podważenia wyniku wyborów oraz "wywrócenia demokracji" przy pomocy, jak dodał, "niektórych lewicowych sędziów".

Powtórzył, że bez poparcia większości dla działań jego rządu rozpisane zostaną nowe wybory.

Włoski premier wystosował także jasny pojednawczy apel do grupy zwolenników Gianfranco Finiego, z którym rozeszły się jego drogi na tle rosnącego sporu o politykę rządu.

Jeżeli wszyscy nasi parlamentarzyści, którzy wcześniej postanowili przystąpić do nowej grupy, w poczuciu odpowiedzialności i lojalności wobec swych wyborców, zdecydowaliby pozostać w partii Lud Wolności, wszyscy, bez żadnego wyjątku, mogą liczyć na naszą przyjaźń, naszą solidarność i lojalność, także w chwili tworzenia list wyborczych - stwierdził. Słowa te to próba nakłonienia zwolenników szefa Izby Deputowanych do powrotu do macierzystego ugrupowania.

Z koalicyjnego klubu odeszło na przełomie lipca i sierpnia ponad 30 parlamentarzystów, co doprowadziło do znacznego osłabienia centroprawicowego rządu przybliżając groźbę przedterminowych wyborów.