"Kiedy nadejdą ludzie lodu, wytoczą najcięższe działa. Kto ma te działa? Rosjanie. Żaden inny naród tak mocno nie zaznaczył swojej obecności w Arktyce, ani nie jest tak dobrze przygotowany, aby sprostać panującym tam ciężkim warunkom. Wszystkie inne państwa są daleko w tyle i - jak w przypadku USA - nie starają się nawet nadrobić zaległości. Stany Zjednoczone są państwem arktycznym, brakuje im jednak strategii działania w regionie, w którym temperatura wciąż rośnie."

Tak w swojej znakomitej książce "Więźniowie geografii. Czyli wszystko, co chciałbyś wiedzieć o globalnej polityce" napisał brytyjski ekspert Tim Marshall. Tom został wydany w oryginale przed czterema laty (dostępne jest polskie tłumaczenie) i od tego czasu wiele się zmieniło.

Świadczy o tym choćby zakończony we wtorek szczyt Rady Arktycznej w fińskim Rovaniemi, zakończony... niczym. Jak bowiem inaczej ocenić jedynie oświadczenie podpisane przez szefów dyplomacji ośmiu państw położonych w strefie arktycznej: krajów nordyckich (Danii, Finlandii, Islandii, Norwegii, Szwecji) oraz Kanady, USA i Rosji. A miała być wspólna deklaracja końcowa! Jednak o żadnej wspólnocie nie ma w Arktyce mowy. Jest potężna rywalizacja, "zimna" - nomen omen - wojna.

Kiedy Finlandia - kraj, który przez dwa lata sprawował prezydencję w Radzie Europy - zwraca uwagę przede wszystkim na problem zmian klimatycznych, Amerykanie mają inne priorytety. Szef dyplomacji USA Mike Pompeo nie koncentrował się środowisku naturalnym w Arktyce, ale na polityce bezpieczeństwa i ścieraniu się mocarstw w regionie. Jego zdaniem nieuprawnione są zamiary Rosji i Chin na tym obszarze. Wygląda na to, że Stany Zjednoczone obudziły się z arktycznego, zimowego snu. 

Pompeo narzekał, że zwiększona obecność wojskowa Rosji i blokowanie ruchu statków naruszają prawa międzynarodowe. Podkreślił, że USA są za wolnym i sprawiedliwym ruchem morskim w Arktyce. Zarzucił też Chinom, iż wykazują duże zainteresowanie Arktyką, mimo że nie są państwem arktycznym. Zdaniem amerykańskiego sekretarza stanu Chińczycy nie powinny mieć przyznanego "szczególnego statusu" w regionie.

Tim Marshall przywołał w "Więźniach geografii" spektakularne przykłady asertywnych działań Moskwy na północnym biegunie. Jedno z najbardziej bezczelnych roszczeń wysunięte zostało przez Rosjan: w 2007 roku, aby dać wyraz swoim ambicjom, wysłali na biegun północny dwa batyskafy z badaczami na pokładzie, cztery tysiące dwieście sześćdziesiąt jeden metrów pod powierzchnię wody, i zatknęli na dnie tytanową, nierdzewną flagę rosyjską. O ile wiadomo, flaga ta "powiewa" do dziś. Grupa rosyjskich ekspertów uznała, że nazwa Arktyka powinna zostać zmieniona. Po niedługich naradach wysunięto propozycję: "Ocean Rosyjski".

A od czego pochodzi nazwa "Arktyka"? Od greckiego słowa "arktikos", oznaczającego "obok niedźwiedzia", i odnosi do gwiazdozbioru Wielkiej Niedźwiedzicy, której ostatnie dwie gwiazdy wskazują Gwiazdę Polarną.

Jednak "arktikos" może także odnosić się symbolicznie do ambicji rosyjskiego "niedźwiedzia". W towarzystwie z chińskim smokiem Misza może jeszcze sporo namieszać. I to nie tylko w Arktyce.  

Opracowanie: