Bernard Sanders - weteran sceny politycznej, wieloletni przedstawiciel Izby Reprezentantów, a później senator ze stanu Vermont. Bohater progresywnego ruchu w USA i człowiek, który przez wiele lat nie był formalnie zrzeszony z Partią Demokratyczną, ale był senatorem niezależnym. Niespodziewany bohater kampanii wyborczej w 2016 roku.

Autor: Konrad Mzyk

Czym jest socjalizm w wydaniu Berniego Sandersa?

Socjalista. Tak najczęściej określa się w Stanach Zjednoczonych Senatora ze stanu Vermont. Jednak socjalizm w Polsce ma zupełnie inne znaczenie niż w polityce amerykańskiej. Socjalizm amerykański ma na celu walkę z nierównościami społecznymi i gospodarczymi, a także traktowanie obywateli na równym poziomie. To wszystko jednocześnie nie oznacza całkowitej rezygnacji z kapitalizmu. W Polsce Sanders zostałby prawdopodobnie nazwany socjaldemokratą.

Bernie Sanders od początku swojego dorosłego życia angażował się w polityczny i społeczny aktywizm. Jego pierwszym stanowiskiem politycznym było piastowanie urzędu burmistrza miasta Burlington w stanie Vermont w latach 1981-1989. Już wtedy sam Sanders oraz lokalna prasa nazywała go socjalistą, ale jego dokonania jako burmistrza nie przeszły niezauważone. W 1987 roku U.S. World & News Report uznała go za jednego z najlepszych burmistrzów w kraju.

Sanders następnie skierował swoją polityczną karierę w stronę Kongresu USA. W 1991 roku został on członkiem Izby Reprezentantów, gdzie spędził 16 lat - do 2007 roku. Był pierwszym nienależącym do żadnej z głównych partii członkiem Izby Reprezentantów od ponad 40 lat.

Szybko stał się jedną z najciekawszych postaci w Izbie, gdzie wygłaszał wiele mało popularnych poglądów na tematy ekonomiczne i w związku z polityką zagraniczną. W 2007 roku, po 16 latach w Izbie Reprezentantów, ponownie jako niezależny kandydat wygrał wybory do Senatu, gdzie wciąż reprezentuje stan Vermont. Autentyczność Sandersa wynika z jego wieloletnich przekonań, które przez całą karierę wygłaszał w obu Izbach Kongresu i pod którymi nadal się podpisuje.

Przykładem może być fakt, że mimo publicznego wspierania Armii i głosowania za inwazją w Iraku, później stał się głośnym krytykiem prezydenta w kwestii przyczyn wojny i akcji podejmowanych przez prezydenta George’a W. Busha. Sanders głośno wspierał również ustawy regulujące dostęp i możliwość używania broni, a także walczył z tzw. "Defense of Marriage Act", który starał się ograniczać dostęp do takich samych federalnych przywilejów przez pary tej samej płci, jakimi cieszą się pary heteroseksualne.

Sanders: Idealista czy pragmatyk?

Bernie Sanders jest postacią wyjątkową, bo w wyjątkowy sposób potrafi połączyć autentyczność, polityczną filozofię popartą przekonaniami oraz pragmatyzm i doświadczenie w dokonywaniu kompromisów, aby móc przepychać nie zawsze zadowalające dla demokratów i republikanów ustawy. Wydaje się to sprzeczne z jego wizerunkiem walczącego na przekór całemu światu idealisty.

W praktyce ten zwolennik dostępu do opieki zdrowotnej dla wszystkich, w 2009 i 2010 roku głosował i był głośnym zwolennikiem ustaw, które rozszerzały zakres opieki zdrowotnej, ale wciąż pozostawiały miliony Amerykanów bez ubezpieczenia.

Sanders współpracując z senatorem Johnem McCainem doprowadził do wprowadzenia w życie ustawy dotyczącej pomocy dla weteranów wojennych, ale jednocześnie był w stanie w ramach międzypartyjnej ugody zostawić "prywatne opcje" dla weteranów, którzy szukali pomocy poza działającą z pieniędzy publicznych Veterans Health Administration.

Pokazuje to, że Sanders, mimo iż uważany za rewolucjonistę, jest w stanie przekuć wieloletnie doświadczenie we władzy ustawodawczej w pragmatyczne ustawy, które Kongres USA może przyjąć. I mimo, że jego werbalne stanowisko może wydawać się radykalne, jego dotychczasowe działania w Kongresie są dalekie od tego stanu.

Ruch społeczny, którego nikt się nie spodziewał

Można uznać, że wyścig po nominację prezydencką w 2016 roku z ramienia Partii Demokratycznej był przesądzony, zanim się rozpoczął. Jeszcze rok wcześniej Hillary Clinton wydawała się jedyną słuszną opcją, jedyną osobą, która będzie kontynuowała drogę obraną przez Stany Zjednoczone w czasie dwóch kadencji prezydenta Baracka Obamy.

O tym jak jednoosobowy był to wyścig, może świadczyć, że w debacie demokratów w październiku 2015 roku brało udział zaledwie pięcioro kandydatów, a przed pierwszymi prawyborami w stanie Iowa została już tylko trójka liczących się osób - Clinton, Sanders i O’Malley (były burmistrz Baltimore, który po słabym wyniku z Iowa, wycofał swoją kandydaturę).

Już wtedy znakomite wyniki Sandersa budziły niepokój w szefostwie partii i zaskoczenie wśród ekspertów, bo to nie drogą wyznaczaną przez senatora z Vermont i jego wręcz rewolucyjne pomysły chciał podążać establishment partyjny.

Ubezpieczenie medyczne czy wyższa edukacja dostępne dla wszystkich, to w polskich standardach podstawowe prawa, z których nikt nie wyobraża sobie zrezygnować. Są to jednak wizje, które nigdy w amerykańskich realiach się nie ziściły. Sanders zaczął zasadnie pytać: Dlaczego inne kraje mogą sobie na takie rozwiązania pozwolić, ale nie Stany Zjednoczone? I właśnie takie pytania uruchomiły falę, która od 2016 roku zalewa amerykańskie realia polityczne.

Bernie Sanders uwydatnił pewną frustrację wyborców, której wielu polityków w 2016 roku nie dostrzegało. Zanikająca i marginalizowana klasa średnia zaczęła domagać się pomocy, czuła się porzucona, a kosztowne, ale rewolucyjne rozwiązania proponowane przez Sandersa obiecywały realną zmianę.

Warto zauważyć też, że te wizje wydają się najbardziej rezonować z młodymi ludźmi i wyborcami, którzy dopiero od niedawna zaczynają angażować się w politykę. Ponad 70-letni Sanders w 2016 roku najbardziej zmobilizował młodych ludzi, którzy zagłosowali na niego w prawyborach liczniej niż na Hillary Clintona czy Donalda Trumpa.

Młodzi i zaangażowani

Kampania Berniego Sandersa mogła się pochwalić wieloma zaskakującymi osiągnięciami. W amerykańskim systemie wyborczym kluczową rolę odgrywają pieniądze. Kandydaci, aby zakwalifikować się do debat muszę spełniać pewne progi dotyczące ilości osób, które wpłaciły datki na rzecz ich kampanii, a finansowanie reklam, ogłoszeń i wolontariuszy w kraju liczącym ponad 320 milionów mieszkańców wymaga dużego zaplecza darczyńców.

Kandydaci uznawani za wspieranych przez establishment partii mogą liczyć na wpłaty od miliarderów, którzy liczą na uzyskanie wpływów i posłuchu u najważniejszej osoby w państwie. Sanders swoją kampanię prezydencką oparł na małych wpłatach.

57 proc. wpływów na rzecz jego kampanii stanowiły niewielkie wpłaty poniżej 200 dolarów. Sanders z takowych datków zebrał aż 134 miliony dolarów, które pomogły mu znacząco w stawianiu wielotygodniowego oporu wobec, wydawać by się mogło, niezagrożonej faworytki w osobie Hillary Clinton. Te finansowe statystyki pokazują siłę Sandersa i potencjał w walce w wyborach powszechnych, bo to za Donaldem Trumpem stoi najwięcej bogatych darczyńców.

Czas rewolucji? Co obiecuje progresywizm Sandersa

Bernie Sanders w swoich wystąpieniach od 2016 roku, bardzo głośno mówi o wielu rewolucyjnych inicjatywach. Całkowita likwidacja kredytów studenckich i szeroki dostęp do wyższej edukacji, opieka zdrowotna dostępna dla wszystkich obywateli, ale i zmiany gospodarcze takie jak tzw. "Green New Deal" to cel kampanii senatora z Vermont.

Zwłaszcza "Green Ne Deal", który ma skupić się na inwestycji w pracę zapewniające większe wyrównanie klas ekonomicznych, a także mają pomagać w walce z zachodzącymi zmianami klimatycznymi, to główne punkty planu Sandersa.

Wprowadzenie wszystkich tych propozycji wydaje się jednak mało realną opcją. Jak możliwe będzie opłacenie tak drogich planów legislacyjnych? Przede wszystkim poprzez zwiększenie podatków dla najbogatszych obywateli, ale i dla największych korporacji. Ponadto Sanders chce zapewnić pracę każdemu Amerykaninowi, a przy tym walczyć o zwiększenie praw pracowniczych i znaczenia związków zawodowych.

Powód do zmartwień: zdrowie

Bernie Sanders jest najstarszym kandydatem ubiegającym się o nominację Partii Demokratycznej oraz potencjalnie najstarszym prezydentem w historii. 78-letni senator z Vermont na spotkaniach z wyborcami dalej tryska energią i jest znakomitym uczestnikiem debat, ale w ostatnich miesiącach pod znakiem zapytania została postawiona jego możliwość do rządzenia i zniesienia trudów stanowiska prezydenta.

Sanders w październiku w trakcie prowadzenia kampanii miał zawał serca, przez który trafił do szpitala i był zmuszony na kilka dni zawiesić swoją kampanię. Od tamtej pory jego stan znacznie się poprawił, jego wiece wyborcze odbywają się regularnie, a on sam ponownie energicznie wypowiada się przy każdej możliwej okazji. Jednak niepokój o jego możliwość do rządzenia przez najbliższe 4 lata pozostał.

Droga do wygranej

Sanders, aby uzyskać nominację, a następnie pokonać Donalda Trumpa musi "odbić" obszar tzw. Midwest - północno-wschodnich stanów, które jeszcze 60 lat temu były industrialnym i przemysłowym zapleczem Ameryki. Zmiany ekonomiczne i kryzys gospodarczy z 2008 roku, zmniejszyły jednak gospodarcze znaczenie tego regionu, a także pozostawiły wielu obywateli bez pracy.

Próby reinwestycji kończą się mieszanym skutkiem, co sprawia, że wielu z  potencjalnych wyborców czuję się porzucona przez państwo i polityków głównego nurtu. Ekonomiczne wsparcie proponowane przez Sandersa jest więc dla nich atrakcyjną alternatywą. Jednak poparcie dla Sandersa było zróżnicowane. W prawyborach w 2016 roku dość mocno odstawał w tym rejonie w stanach takich jak Pensylwania czy Ohio, za to w innych - jak Michigan czy Wisconsin wygrał w bezpośrednim starciu z Clinton.

Czy jednak te pracownicze regiony zdominowane przez przedstawicieli klasy robotniczej będą w stanie zaufać socjaliście? Czy Sanders znajdzie na tyle szerokie poparcie, że będzie on w stanie zjednoczyć partię?

W 2016 roku superdelegaci (delegaci nie wybrani przez wyborców w poszczególnych stanach, ale członkowie elity partyjnej) zagłosowali w zatrważającej większości na Hillary Clinton, przy okazji głośno krytykując Sandersa.

Rewolucja, którą Bernie rozpoczął 4 lata temu wydaje się nie znikać i trwać w najlepsze. Czy tym razem będzie ona na tyle szeroka, że zapewni mu nominację demokratów?