Śmierć grozi 16 lwom i tygrysom z prywatnego zoo na Słowacji, gdzie przed kilkoma dniami jeden z lwów zabił właściciela parku. By wydobyć ciało mężczyzny z klatki, policjanci zastrzelili jedno zwierzę, a drugie uśpił weterynarz.

W połowie maja słowacka policja dostała zgłoszenie o mężczyźnie, który nie wrócił z wybiegu dla lwów w prywatnym zoo w położonej na północ od Żyliny miejscowości Oškerda.

Funkcjonariusze znaleźli ciało mężczyzny w klatce z lwami. Okazało się, że ofiara to właściciel rancza, który poszedł karmić dzikie zwierzęta. Jeden z lwów został zastrzelony, drugi uśpiony.

Teraz okazuje się, że śmierć grozi pozostałym 16 lwom i tygrysom z tego prywatnego ogrodu zoologicznego. Słowacy nie mają gdzie umieścić drapieżników.

Jak przyznał nowy minister rolnictwa Józef Biresz, który do niedawna był głównym lekarzem weterynarii Słowacji, jeżeli lwy i tygrysy nie znajdą nowego schronienia, grozi im uśpienie.

Jednocześnie minister przyznał, że właściciel od 4 lat nie miał pozwolenia na prowadzenie prywatnego zoo ze względu na niewłaściwe warunki przetrzymywania zwierząt.

Prywatne zoo działało od 20 lat. Oprócz lwów i tygrysów znajdują się tam również małpy, lamy, konie, kucyki, osły, kozy, owce i kilka gatunków ptaków, takich jak płomykówka.

Opracowanie: