Afgańska nastolatka i jej młodszy brat zabili dwóch talibańskich bojowników, którzy zamordowani ich rodziców. Następnie dzieci uzbrojone w AK-47 odpierały atak na swój dom, aż do czasu przybycia sił rządowych. O dramatycznych wydarzenia w prowincji Ghor piszą CNN i BBC.

Około 40 Talibów zaatakowało w zeszłym tygodniu wioskę Geriveh. Kilku z nich wtargnęło do domu Qhamary Gul. Na jej oczach zastrzelili ojca i matkę. Ojciec miał być szefem w wiosce, który poskarżył się władzom na podatki, jakich od mieszkańców żądają Talibowie.

15-letnia Qhamar, będąc świadkiem śmierci rodziców, podniosła z ziemi karabin ojca i zabiła dwóch bojowników, trzeciego raniła.

Następnie zaczęła strzelać wraz z 12-letnim bratem u swojego boku do pozostałych bojowników, którzy otoczyli dom.

Wymiana ognia trwała około godziny, do czasu przybycia na miejsce oddziałów rządowych. Żołnierze odparli atak, a następnie wywieźli dzieci w bezpieczne miejsca - zapewnia gubernator prowincji Mohamed Aref Aber w rozmowie z AFP.

O odwadze Qhamar i jej brata rozmawiano podczas obrad rząd, a prezydent Aszraf Ghani zaprosił dzieci na spotkanie.

Zdjęcie nastolatki trzymającej w rękach karabin szybko rozeszło się w internecie. Jedni chwalą Qhamar za odwagę, inni mówią, że jest smutnym symbolem targanego do dziesięcioleci wojną kraju.

Co ciekawe, Talibowie zaprzeczają, by w wiosce Geriveh doszło do strzelaniny, a tym bardziej, by którykolwiek z ich bojowników miał tam zginąć. Twierdzą, że historia dzielnej 15-latki to propaganda rządu w Kabulu.