Są zarzuty dla domniemanego zleceniodawcy podłożenia ładunku wybuchowego w Wyrach na Śląsku. Mężczyzna w piątek stanął przed prokuratorem. Śledczy złożyli do sądu wniosek o tymczasowy areszt dla podejrzanego.

Mężczyzna usłyszał zarzut zlecenia wykonania, a potem podłożenia ładunku wybuchowego. Nie przyznał się do winy, choć nie wypierał się swojej znajomości z mężczyzną, któremu podłożono ładunek.

Jak ustaliła prokuratura, chodziło o rozliczenia finansowe. Podejrzany, zajmujący się m.in. usługami budowlanymi, miał zobowiązania finansowe wobec pokrzywdzonego. Wynikały też one m.in. z wyroków sądowych. Podłożenie ładunku wybuchowego miało być formą zastraszenia.

Do eksplozji doszło w sobotę nad ranem. W domu, przed którym był wybuch, przebywały 4 osoby: rodzice i dwójka dzieci. Nikomu nic się nie stało.

Policjanci przez kilkanaście godzin zbierali ślady w miejscu eksplozji.

Dwa dni po wybuchu w Czerwionce-Leszczynach i Knurowie zatrzymano 5 osób. Jedna z nich to konstruktor ładunku. Mężczyzna zrobił go w piwnicy. 4 kolejne osoby zajmowały się wykonaniem zadania, czyli przewiezieniem plecaka z ładunkiem, a potem podłożeniem go na przydomowym tarasie.

Ładunek miał czasowy zapalnik. Przed akcją podejrzani byli na miejscu, żeby sprawdzić teren.

We wtorek trójka zatrzymanych usłyszała zarzuty. Mężczyźni odpowiadać będą m.in. wytworzenie ładunku wybuchowego, przewiezienie go, a potem podłożenie w Wyrach. Dwie kolejne osoby, które miały tylko pomagać w przeprowadzeniu akcji, są pod policyjnym dozorem.

W środę zatrzymano ostatniego z podejrzanych - zleceniodawcę. 35-letni mieszkaniec Knurowa wpadł w ręce kryminalnych, kiedy wracał wraz z żoną i z dziećmi z wakacji.

Opracowanie: