Zarzuty spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym w ruchu wodnym i nieudzielenia pomocy - mimo możliwości jej udzielenia bez narażenia siebie bądź kogoś innego - usłyszał sternik łodzi motorowej, która w sobotę przewróciła się na szczecińskim jeziorze Dąbie. W wypadku zginęła 10-letnia dziewczynka, która uwięziona została w kabinie przewróconej łodzi.

Do wypadku na jeziorze Dąbie doszło w sobotę po godzinie 12:00 na wysokości Orlego Przesmyku: wywróciła się tam łódź motorowa z ośmioma osobami na pokładzie. Siedem z nich wpadło do wody, a w kabinie uwięziona została dziewczynka.

"Gdy na miejsce wypadku dotarli policjanci i ratownicy WOPR, otrzymali informację, że w przewróconej łodzi, w kabinie, znajduje się jeszcze dziecko. Policjanci zanurkowali i wydobyli dziewczynkę" - relacjonowała mł. asp. Ewelina Gryszpan z biura prasowego szczecińskiej policji.

Jak podała, w momencie wydobycia z wody 10-latka nie oddychała, jej serce nie biło.

Dziewczynkę reanimowali ratownicy z załogi karetki pogotowia oraz zespół wezwanego na miejsce śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Niestety mimo godzinnej akcji nie udało się przywrócić czynności serca dziecka.

Jak informowała ponadto po wypadku rzeczniczka Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Szczecinie Paulina Targaszewska, z grupy podjętych z wody osób 6-letnia dziewczynka z urazem ręki i barku została zabrana do szpitala razem z 40-letnią mamą, która doznała urazu głowy i barku. 6-letni chłopiec miał otarcia, jego również zabrano do szpitala.

W sprawie wypadku wszczęto śledztwo.

Jak poinformowała dzisiaj rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Szczecinie prok. Ewa Obarek: "Zgromadzony materiał dowodowy pozwolił na przedstawienie sternikowi łodzi motorowej zarzutów: spowodowania wypadku w ruchu wodnym, w wyniku którego jedna osoba poniosła śmierć, a druga doznała obrażeń ciała (chodzi o ranne w wypadku dziecko - przyp. RMF), oraz nieudzielenia pomocy osobie znajdującej się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia - mimo możliwości jej udzielenia bez narażenia siebie lub innej osoby na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu".

Mężczyźnie grozi od 6 miesięcy do 8 lat więzienia.

Dodajmy, że według informacji prokuratury, sternik był w chwili wypadku trzeźwy.