Nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Mirosław P., który zabił dwie dziewczynki w Zastawiu niedaleko Łukowa na Lubelszczyźnie, usłyszał trzy zarzuty.

Pierwszy i najpoważniejszy zarzut to spowodowanie śmiertelnego wypadku pod wpływem alkoholu i ucieczka z miejsca zdarzenia. Zarzut drugi to nieudzielenie pomocy ofiarom wypadku. Trzeci - jazda w stanie nietrzeźwości w sytuacji, gdy był już poprzednio karany. W ubiegłym roku mężczyzna za jazdę pod wpływem alkoholu stracił prawo jazdy na trzy lata.

Sąd we wtorek rozpatrzy wniosek o tymczasowy areszt na 3 miesiące dla Mirosława P.

Zarzut nieudzielenia pomocy usłyszał też pasażer auta - Sylwester S. On również był pijany i uciekł z miejsca tragedii. Uczennice podstawówki - 12-letnia Karolina i 13-letnia Diana - zginęły na miejscu.

39-letniemu Sylwestrowi S. grozi do 3 lat. Mężczyznę zatrzymano zaraz po wypadku. Miał 3 promile alkoholu. Kierowcy Mirosława P. przez całą noc szukało ponad 100 policjantów i strażaków. Wpadł w zasadzkę około 4 nad ranem, gdy próbował wrócić do domu. Miał wtedy ponad promil alkoholu we krwi.

Sylwester S. powiedział policjantom, że kilkanaście minut przed wypadkiem kupili alkohol w sklepie, w oddalonej o niespełna 3 kilometry miejscowości Gózd. Sprzedawczyni, która pracowała w sobotę, wszystkiego się wypiera. Twierdzi, że sklep zamknęła o godzinie 20:00. Do wypadku doszło godzinę i kwadrans później. Nie kupowali alkoholu u mnie, tym bardziej, jeśli byli już wypici - powiedziała kobieta reporterowi RMF FM.

Rok temu w sierpniu po zakupie alkoholu właśnie w tym sklepie Mirosław G. został zatrzymany przez dzielnicowego, gdy odjeżdżał samochodem. Miał wtedy ponad 2 promile, więc po alkohol już przyjechał pijany. Został skazany na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 4 lata oraz 3-letni zakaz prowadzenia pojazdów.

To jest wieś, tu każdy każdego kryje, to też nasza wina, że nikt nie reaguje na pijanych kierowców - mówili w rozmowie z reporterem RMF FM nastolatki, które mieszkają w Łukowie.

Do wypadku doszło w sobotę. Deszcz zmył ślady kredy, którą policjanci oznaczali miejsce tragedii na jezdni. Wczoraj po południu jeszcze je było widać. Gdzieniegdzie leżą fragmenty połamanych plastików, resztki potłuczonego szkła. Nie sposób jednak tego miejsca nie zauważyć. Tam, gdzie leżały ciała dziewczynek, wciąż palą się znicze.

(mpw)