70-letnia kobieta nie żyje, a jej 7-letni wnuk w ciężkim stanie został śmigłowcem przewieziony do krakowskiego szpitala. W poniedziałek na kobietę i dziecko, spacerujących deptakiem w Białce Tatrzańskiej spadła drewniana, ozdobna brama. Okoliczności wypadku wyjaśniają policjanci i prokuratorzy. Została zabezpieczona dokumentacja, oraz fragmenty konstrukcji, która się przewróciła.

We wtorek rano po drewnianej bramie, która runęła na deptak, nie było już śladu - informował reporter RMF FM Maciej Pałahicki, który był na miejscu wypadku. Fundamenty, na których była osadzona, owinięte zostały czarną folią i ogrodzone metalowymi płotkami.

Świadkowie z którymi rozmawialiśmy, podkreślają, że w poniedziałek, kiedy doszło do wypadku wiał bardzo silny wiatr.

Stan rannego 7-latka był poważny. Po wypadku jego reanimacją zajęli się przypadkowi świadkowie. Na pomoc ruszyli również ratownicy TOPR dyżurujący na pobliskim stoku narciarskim oraz ratownicy z basenów termalnych.

Mimo szybkiej pomocy stan dziecka określany był jako ciężki.

Śledczy wkraczają do akcji

Śledztwo ws. poniedziałkowego wypadku zaczyna zakopiańska prokuratura. Chodzi o nieumyślne spowodowanie śmierci - powiedziała RMF FM prokurator rejonowa Barbara Bogdanowicz.

Śledczy zabezpieczyli dokumentację techniczną obiektu. Zostały zabezpieczone fragmenty konstrukcji, która się przewróciła. Nie można było całości zabezpieczyć ze względu na wielkość i ciężar. Ale te najważniejsze fragmenty, które uległy przełamaniu, zostały zabezpieczone. Chodzi o to, żeby można było powołać biegłego, który wypowie się, jaki był stan techniczny tej konstrukcji. Bo wyglądała ona rzeczywiście solidnie. Ale przewróciła się na skutek - takie są wstępne ustalenia - podmuchu wiatru - opowiada prokurator rejonowa Barbara Bogdanowicz.

Za nieumyślne spowodowanie śmierci grozi do 5 lat więzienia.
(ug)