Nie było zaniedbań przy organizacji pokazu Gran Turismo, podczas którego rannych zostało blisko 20 osób. Prokuratura umorzy ten wątek śledztwa - dowiedziała się "Gazeta Wyborcza". Cztery miesiące temu, podczas pokazów szybkich samochodów w Poznaniu, jeden z nich wypadł z drogi i staranował metalowe barierki, które przygniotły widzów.

Prokuratura ustaliła, że kierowca jechał z prędkością 108 km/h. Zarzuciła mu nieumyślne spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym. Prokuratura sprawdzała też, czy pokaz został prawidłowo przygotowany i zabezpieczony.

Organizatorem imprezy pod szyldem Gran Turismo był Szwed Peter Tornstrom. Co roku sprowadza on do Poznania miłośników motoryzacji, w większości Skandynawów, często zamożnych biznesmenów. Nikt nie sprawdza ich umiejętności, wystarczy wpisowe i dobry samochód.

W publiczność wjechał koenigsegg CCX, jeden z najszybszych samochodów świata, który ma pod maską ponad 800 koni mechanicznych, może rozpędzić się do 394 km/h, a do setki przyspiesza w ciągu 3,2 sekundy. Publiczność od jezdni oddzielały tylko metalowe barierki. Nie miały szans zatrzymać rozpędzonego auta.

Specjalista od organizacji imprez masowych, jak dowiedziała się "Gazeta", nie dopatrzył się zaniedbań. Uznał, że organizator pokazu nie był w stanie przewidzieć wypadku, bo kierowcy mieli się prezentować publiczności, a nie ścigać. Jego zdaniem barierki były wystarczającym zabezpieczeniem, bo miały uniemożliwiać widzom wtargnięcie na jezdnię.

Jak pisze "Gazeta Wyborcza" śledztwo ma się zakończyć jeszcze w tym miesiącu. Do sądu trafi wtedy akt oskarżenia przeciwko norweskiemu kierowcy. Nie przyznaje się on do winy. Po wpłaceniu 100 tys. euro kaucji wyszedł na wolność, przebywa w Norwegii.

(mpw)