W kopalni „Wujek Ruch-Śląsk” doszło nie tylko do zapalenia, ale i do wybuchu metanu - twierdzi prezes Wyższego Urzędu Górniczego Piotr Litwa. Świadczyć mają o tym informacje przekazane przez ratowników górniczych. W wyrobiskach widać ślady po eksplozji. Zginęło w niej 14 osób, a około 40 zostało rannych.

Dziś w kopalni zbierze się komisja powołana przez WUG. Ma ona wyjaśniać przyczyny katastrofy. Prezes ma nadzieję, że uda jej się w miarę szybko przeprowadzić w rejonie katastrofy wizję lokalną. Nie nastąpi to jednak dzisiaj ze względu na wciąż trudne, choć poprawiające się, warunki w wyrobisku.

Górnicy czekali na pomoc 40 minut

Karetki pogotowia wezwano na pomoc dopiero 40 minut po wypadku w kopalni "Wujek Ruch-Śląsk" – tak twierdzi Michał Świerszcz koordynator akcji ratunkowej. Zazwyczaj w takich sytuacjach, zgłoszenie pojawia się znacznie szybciej.

Pogotowie ratunkowe na miejsce jechało dziewięć minut. Pierwsza karetka pojawiła się przed kopalnią „Wujek Ruch-Śląsk” o godzinie 11:02. Do zapłonu, bądź wybuchu metanu doszło o godzinie 10:12. Michał Świerszcz powiedział reporterowi RMF FM Piotrowi Glinkowskiemu, że zazwyczaj w takich sytuacjach zgłoszenie pojawia się znacznie szybciej:

Jeszcze przed przyjazdem pogotowia na miejscu pracowali ratownicy górniczy, którzy udzielali rannym górnikom pierwszej pomocy. Nasz reporter chciał poprosić o komentarz Andrzeja Bieleckiego, głównego inżyniera kopalni. Niestety od rana nie odbiera telefonu.

Żaden górnik nie czekał na pomoc lub transport - zapewnia Katowicki Holding Węglowy, do którego należy rudzki zakład. Według rzecznika Holdingu, już 19 minut po wypadku, gdy skala tragedii nie była jeszcze znana, a górnicy przebywali pod ziemią, na górze już czekała na nich karetka z lekarzem.