Jedna osoba w szpitalu, druga nadal poszukiwana. Taki jest bilans sobotniego wstrząsu w kopalni Bielszowice w Rudzie Śląskiej. Zaraz po wstrząsie doszło tam do zawału. Jednego z zasypanych górników ratownicy wyciągnęli, z drugim nadal nie ma kontaktu. Obszar poszukiwań został zawężony do 6 metrów. To tam może znajdować się poszukiwany górnik.

Do wstrząsu w tzw. ruchu Bielszowice - części należącej do Polskiej Grupy Górniczej kopalni Ruda w Rudzie Śląskiej - doszło w sobotę przed godz. 9. w rejonie jednej ze ścian, 780 metrów pod ziemią. Wskutek wstrząsu o magnitudzie ok. 2,5 doszło do obwału skał w wyrobisku na odcinku 50-60 m. Zostało tam uwięzionych dwóch pracowników. Akcja ratownicza rozpoczęła się ok. 9.30.

Po północy, po ok. 15 godzinach akcji ratownicy dotarli do pierwszego z poszkodowanych, z którym kilka godzin wcześniej nawiązali kontakt. Po przetransportowaniu go na powierzchnię, został zabrany do szpitala św. Barbary w Sosnowcu. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Nie ma jednak - jak dotąd - kontaktu z drugim poszkodowanym.

Jak przekazywali wcześniej przedstawiciele sztabu akcji, drugi z górników powinien być ok. 10 metrów od miejsca, w którym znaleziono pierwszego pracownika. Tak wynika z sygnału nadajnika w lampie zaginionego i relacji ocalonego górnika.

Ratownicy od strony ściany wydobywczej drążą specjalny podkop pod taśmociągiem. Chodzi o to, żeby dostać się do miejsca, z którego nadawany jest sygnał z górniczej lampy. Taki nadajnik ma przy sobie każdy górnik - relacjonuje reporter RMF FM Marcin Buczek. 

W nocy wykonano pomiary, które potwierdziły dotychczasowe wskazania co do miejsca, gdzie ta lampa może się znajdować. 

Ekstremalnie trudne warunki pracy ratowników

Warunki na dole są ekstremalnie trudne. W chodniku jest zwał kamieni, uszkodzonych metalowych elementów czy zerwanych przewodów. Przez takie zwałowisko muszą przedzierać się ratownicy. 

Posuwają się centymetr po centymetrze. Czołgając się, muszą ręcznie przebierać skały i usuwać wiele zniszczonych elementów metalowych - jak fragmenty zniszczonej obudowy i przenośnika czy rur - rozcinając je piłami. 

Wczoraj udało im się pokonać kilka metrów.

W akcji są wykorzystywane dwie ekipy ratowników, w każdej z nich znajdują się po dwa zastępy - w sumie 20 osób, które udrażniają zasypane wyrobisko z dwóch stron.

Ocalały górnik w szpitalu

Ocalały 31-letni górnik przebywa w szpitalu. Nie ma poważniejszych obrażeń. Lekarze określają jego stan jako dobry. Do końca tygodnia powinien opuścić szpital im. św. Barbary w Sosnowcu.

"Pacjent jest w stanie ogólnym dobrym. Obecnie jest w trakcie dodatkowej diagnostyki na oddziale, żeby sprawdzić, czy na pewno wszystko jest w porządku. Nie ma obrażeń wewnętrznych, jest wydolny krążeniowo, oddechowo. Zeszła już opuchlizna pourazowa z części jego twarzy; dzisiaj będzie podjęta próba pionizacji pacjenta, czyli będzie stawiał pierwsze kroki po wypadku. Chcemy go do końca tygodnia wypisać ze szpitala" - powiedział rzecznik sosnowieckiej placówki Tomasz Świerkot.

Mężczyzna może mówić o ogromnym szczęściu. Został wydobyty w nocy z soboty na niedzielę po kilkunastu godzinach akcji. Po wstrząsie znalazł się w niewielkiej pustej przestrzeni.

Górnik rozmawiał z ratownikami i mówił, że widzi światło z ich lamp. Za pomocą wysięgnika podano mu wodę i koc. Po kilku kolejnych godzinach został wyciągnięty ze zwałowiska i przewieziony do szpitala.