Dług sięga około 35 milionów złotych. Nie wiadomo też, co stało się kupionymi pociągami - takie są wyniki kontroli w spółce powiązanej z Kolejami Śląskimi. Dziś oficjalnie przedstawiono raport w tej sprawie. Wskazuje on, że w spółce dochodziło do gigantycznych nadużyć.

Według autorów dokumentu, na pewno odpowiada za nie prezes spółki. Wniosek w jego sprawie trafi do prokuratury. Zapowiada to szefowa rady nadzorczej Kolei Śląski.

Zdaniem Adriana Furgalskiego z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR, który przeprowadził kontrole, nie mogła jednak robić tego tylko jedna osoba. Tu nie mamy do czynienia z nieumiejętnym prowadzeniem działalności gospodarczej czy jakimś dziełem przypadku, tylko raczej ze skokiem na kasę - zauważył.

Spółka miała zajmować się m.in. sprzedażą biletów i kupowaniem pociągów, a wypuszczała obligacje, udzielała pożyczek i kupowała luksusowe auta. Prezes spółki był jednocześnie jej doradcą, ale zatrudnionym już w firmie zewnętrznej.

Kiedy rozpoczęła się kontrola, okazało się, że brakuje wielu dokumentów. Wiele umów zawierano ustnie, bez żadnego pisemnego potwierdzenia. Specjaliści przeprowadzający kontrolę mówią o swego rodzaju "ziemi niczyjej".

Nikt nie wie, co się stało z około 35-milionowym długiem, gdzie są kupione pociągi i jak to możliwe, że miesiącami nikt tego nie kontrolował.

(MRod)