Już dziesiąty dzień urzęduje w Polsce wicepremier, o którym formalnie wciąż nie wiadomo, czym się zajmuje. Mimo że prezes PiS został powołany do rządu w ubiegłą środę, do dziś nie został opublikowany żaden dokument określający jego uprawnienia czy zakres obowiązków.

Standardem w działaniu rządu jest wydawanie przez premiera rozporządzeń, opisujących zadania i uprawnienia członków gabinetu. Dokumenty te publikowane są w Dzienniku Ustaw, a na internetowej stronie rządu można znaleźć zarówno ich adresy, jak i opisy zadań, powierzonych urzędnikom KPRM.

Dotyczy to wszystkich z wyjątkiem wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego.

O jego miejscu i roli w rządzie politycy i publicyści powiedzieli i napisali zapewne niemal wszystko poza tym, co jest rzeczywistością formalną. Gdyby poddać analizie prawnej status jedynego dziś wicepremiera w rządzie Mateusza Morawieckiego, efekty byłyby zdumiewające.

Jeśli bowiem poważnie traktować art. 7 konstytucji, głoszący, że "Organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa" ten brak jakichkolwiek regulacji dotyczących funkcjonowania wicepremiera prowadziłby do wniosku, że albo wicepremier nie działa, albo działa bezprawnie.

Skutki

Po pierwsze, przez wspomnianą konstytucyjną zasadę praworządności wicepremier właściwie nie może dziś podejmować jakichkolwiek decyzji poza nieoficjalnymi. Brak powierzonych mu w udokumentowany sposób uprawnień i obowiązków pozwalałby zresztą podważać jego oficjalne decyzje, podejmowane w charakterze wiceprezesa Rady Ministrów bez adnotacji "z upoważnienia" bądź powołania się na odpowiednie przepisy.

Po drugie, potęguje się wrażenie chaosu w działaniach rządu, które niemal oficjalnie przenoszą się do szarej strefy nieopisanej jasnymi zasadami. Znika też możliwość uchwycenia odpowiedzialności za decyzje, podejmowane przez wicepremiera, a niepotwierdzone jego podpisem.

Po trzecie, komplikują się prace samego rządu, co było widać choćby przedwczoraj, kiedy się okazało, że nie ma obecnie przewodniczącego rządowego Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego i Spraw Obronnych.

Wpadka z komitetem bezpieczeństwa

Zarządzenie premiera z października 2020 powierza przewodniczenie Komitetowi Bezpieczeństwa Narodowego i Spraw Obronnych wicepremierowi wskazanemu przez szefa rządu. Do ubiegłego roku Komitetowi przewodniczył Jarosław Kaczyński, a po jego odejściu z rządu - Mariusz Błaszczak.

Błaszczak został jednak odwołany ze stanowiska wicepremiera. Kiedy zaś ze względu na wydarzenia w Rosji zaszła pilna potrzeba zwołania Komitetu - nie miał kto tego zrobić.

Środowemu posiedzeniu przewodniczył więc jedyny wicepremier, zapewne z upoważnienia premiera. Jarosław Kaczyński nie został jednak przewodniczącym, bo jak wyjaśnił, jedynie Błaszczaka zastępował; "Ze względów prawnych pan minister nie mógł wypełniać tej funkcji, którą będzie dalej wypełniał, i w związku z tym musiałem wejść w jego rolę".

Najwyraźniej więc wicepremier Kaczyński nie zamierza już komitetem kierować.

Podsumowując zaś, przez chaos i bałagan decyzyjny Komitet Bezpieczeństwa Narodowego i Spraw Obronnych nie ma dziś szefa. A żeby miał, poza określeniem obowiązków Jarosława Kaczyńskiego premier musi też zmienić kolejne rozporządzenie i w miejsce wicepremiera wpisać do niego szefa MON.

Wszystkie opisane wyżej zjawiska wynikają z decyzji podjętych 10 dni temu. Chyba dość niedbale i bez głębszej refleksji.

Co więcej, mimo upływu czasu podjęte wówczas decyzje nadal nie zostały opisane jasnymi i czytelnymi zasadami prawa.

Opracowanie: