​23 stycznia odbędzie się w Londynie rozprawa ekstradycyjna Czesława K., męża Grażyny Kuliszewskiej, której ciało w lutym wyłowiono z rzeki Uszwicy w Małopolsce - przekazał prokurator Marcin Michałowski, prowadzący śledztwo w tej sprawie.

Dodał również, że na czwartek 21 listopada planowane jest posiedzenie, które będzie miało charakter porządkowy i odbędzie się w drodze wideokonferencji - sąd wysłucha stanowiska podejrzanego Czesława K.

Brytyjski sąd podejmie dodatkowe działania na wniosek obrońców mężczyzny

Według nieoficjalnych źródeł PAP brytyjski sąd będzie jeszcze, na wniosek obrońców Czesława K., próbował uzyskać opinię od polskich prawników nt. praworządności w Polsce. Negatywna opinia mogłaby wpłynąć na przedłużenie decyzji o ekstradycji podejrzanego.

Czesław K. 22 lipca zatrzymany został w Londynie na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania (ENA) i od tego czasu pozostaje w londyńskim areszcie Her Majesty's Prison Wandsworth. Nakaz taki wydał Sąd Okręgowy w Tarnowie na wniosek Prokuratury Okręgowej w Tarnowie. Prokuratura z uwagi na dobro sprawy nie ujawnia, jakie zarzuty były podstawą do przygotowania Europejskiego Nakazu Aresztowania. Według nieoficjalnych doniesień podstawą do wystosowania ENA był dla Czesława K. zarzut zabójstwa żony.

Jak dotąd brytyjski sąd (Westminster Magistrates’ Court w Londynie) negatywnie rozpatrywał wnioski o zastosowanie kaucji i dozoru policyjnego dla podejrzanego.

Pięcioletni syn małżeństwa - w związku z aresztowaniem ojca - trafił pod tymczasową opiekę swojej ciotki. O przyznaniu opieki zadecydował sąd w Brzesku (Małopolskie).

Ciało zaginionej znaleziono w rzece

34-letna Grażyna Kuliszewska zaginęła w nocy z 3 na 4 stycznia. Jej ciało odnaleziono 28 lutego w rzece Uszwica, 6 km od rodzinnego domu. O tajemniczym zniknięciu 34-latki informowały w lutym portale Onet i Fakt24. Prokuratura nie ujawnia dziennikarzom wyników szczegółowej sekcji zwłok 34-latki z Borzęcina.

Pochodząca z Borzęcina koło Brzeska kobieta wraz ze swoim mężem pracowała w Wielkiej Brytanii. Para ma pięcioletniego syna. Z relacji mediów i świadków wynika, że ostatnich świąt Bożego Narodzenia Kuliszewska nie spędziła z rodziną - została w Londynie, a mąż i syn wrócili do Polski.

3 stycznia również i ona przyleciała do kraju. Zdążyła z mężem Czesławem odwiedzić notariusza - zamierzali podpisać umowę, zgodnie z którą dom 34-latki w Polsce przechodzi na Czesława. Kuliszewska miała przepisać mężowi nieruchomość za 15 tys. funtów (ok. 70 tys. zł). Do podpisania umowy jednak nie doszło, ponieważ brakowało stosownych dokumentów. Portale podają również, że pieniądze, które Czesław miał przekazać żonie, zniknęły. 4 stycznia Kuliszewska planowała wrócić do Londynu, na lotnisko do Krakowa jednak nie dotarła. Jej ciało, po prawie dwumiesięcznych poszukiwaniach, wyłowiono 28 lutego z rzeki Uszwicy niedaleko Borzęcina.

Zgodnie z relacją jej męża, wieczorem 3 stycznia jego żona była podenerwowana. Poszli spać we trójkę: on, żona i syn. Kiedy obudził się rano, 34-latki nie było. Miała zostawić mu wiadomość, że zobaczą się w Londynie. Pojechał do Londynu, ale nie zastał tam kobiety. Zawiadomił o tym bliskich i policję.

Według siostry Grażyny, małżonkowie planowali rozwód, choć mąż twierdził, że nie miał informacji o takich planach. Z ustaleń dziennikarzy wynika, że w Londynie Kuliszewska miała mieć romans z Kurdem o imieniu Sardar. Gdy ten dowiedział się o zaginięciu kobiety, zamieścił na Facebooku ogłoszenie o nagrodzie w wysokości 100 tys. zł za informacje o zaginionej. Sardar twierdził, że widział dokumenty rozwodowe przygotowane przez kobietę. Ta jednak nie chciała powiedzieć mężowi o swoich planach w obawie przed jego reakcją. Według mediów Polka bez zgody męża miała wziąć pożyczkę na dużą kwotę w jednym z brytyjskich banków.