​W Rosławowicach w woj. łódzkim odkryto antybiotyki w próbkach, pobranych z około 100 ton mięsa ukrytego w magazynie na terenie ubojni. Wciąż nie wiadomo, gdzie trafiało mięso z zakładu.

Leki wykryto w 19 spośród 110 próbek, zabezpieczonych w tajnej chłodni - mówi prokurator Krzysztof Kopania. Na tym etapie śledztwa niestety prokuratura nie ujawnia, gdzie trafiało mięso z ubojni w Rosławowicach.

Kolejne badania próbek wykażą, jak dużo było antybiotyków w mięsie i czy taka ilość była groźna dla zdrowia ludzi. 

Cała sprawa ubojni w Rosłowawicach wyszła na jaw w marcu. Policja wpadła na trop po zatrzymaniu transportu bydła, który miał dotrzeć do zakładu. W ciężarówce według dokumentacji miało się znajdować 25 sztuk zwierząt. W środku było jednak o jedno mniej, z czego dziewięć znaleziono martwych. Bydło kupiono prawdopodobnie od hodowców indywidualnych.

Późniejsza kontrola Powiatowego Lekarza Weterynarii w zakładzie wykazała, że na terenie ubojni znajdował się ukryty magazyn.

Właściciel ubojni próbował ukryć tam 30 ton mięsa. Jak ustaliła już wcześniej łódzka prokuratura, produkty nie posiadały żadnych dokumentów weterynaryjnych i pochodziły od chorych zwierząt. Gdy znaleziono ukryte mięso, znajdowało się już na paletach i było przygotowane do transportu.

Pod koniec marca Powiatowy Inspektorat Weterynarii zdecydował, że ubojnia nie może działać legalnie. Wycofał zgodę na prowadzenie uboju zwierząt w zakładzie Piotra M.

W związku z wyjaśnianiem sprawy zawieszeni zostali dwaj lekarze, którzy mieli kontrolować zwierzęta i mięso trafiające do ubojni. Do prokuratury skierowano też wcześniej dwa zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez lekarzy sprawujących nadzór nad zakładem.

43-letni właściciel ubojni usłyszał zarzuty oszustwa i usiłowania oszustwa oraz naruszenia przepisów karnych ustawy o ochronie zdrowia zwierząt i zwalczania chorób zakaźnych zwierząt. Piotrowi M. grozi osiem lat więzienia. Opuścił areszt po wpłaceniu 150 tys. kaucji.